[i]Korespondencja z Waszyngtonu[/i]
Wczoraj do Tucson przyleciał prezydent Barack Obama. Według komentatorów sobotni zamach na demokratyczną kongresmenkę Gabrielle Giffords, w którym zginęło sześć osób, a 14 zostało rannych, daje świetnemu mówcy, jakim jest Obama, okazję na zwiększenie szans w walce o reelekcję.
Tak było w przypadku innego demokraty Billa Clintona. Gdy w 1995 roku leciał do Oklahoma City (w zamachu zginęło tam 168 osób), był w politycznych tarapatach. Po niezwykłej przemowie jego notowania poszybowały jednak w górę – i wygrał walkę o drugą kadencję.
“Wall Street Journal” informuje zaś, że już na przełomie marca i kwietnia ekipa Obamy ma rozpocząć zbiórkę pieniędzy na kampanię. Potrzeba ich sporo, bo wyścig do Białego Domu ma kosztować każdą z wielkich partii miliard dolarów.
Część demokratów mówi też, że prezydent powinien w Tucson “zręcznie” obarczyć winą za tragedię Partię Herbacianą. Liderzy Tea Party proszą więc swoich zwolenników o pieniądze na odparcie ataku “lewicowców”. Głos zabrała też Sarah Palin, która była obarczana winą za tragedię, bo przed wyborami do Kongresu opublikowała mapę z celownikami i politykami do usunięcia z urzędu, na której znalazła się między innymi demokratyczna kongresmenka Gabrielle Giffords. Liderka konserwatystów oskarżyła część dziennikarzy i publicystów o wzniecanie nienawiści i przemocy za pomocą oszczerstw. Użyła przy tym zwrotu “blood libel”, oznaczającego fałszywe oskarżanie Żydów o rytualne mordy na chrześcijańskich dzieciach. A ponieważ kongresmenka Giffords jest Żydówką, natychmiast wywołała skandal.