Kto nas przed nimi ochroni? – pytał tabloid „Bild", publikując zdjęcie Gerharda B., który dopiero co opuścił celę więzienną, gdzie spędził ponad 20 lat za zamordowanie dwu kobiet. Nie poddał się nigdy żadnej terapii i może być nadal groźny. Takich jak Gerhard B. będzie wkrótce na ulicach niemieckich miast znacznie więcej.
Trybunał Konstytucyjny zadeklarował właśnie, że nie do pogodzenia z konstytucją jest instytucja prewencyjnego pozbawienia wolności (Sicherungsverwahrung), dotąd stosowana wobec szczególnie groźnych przestępców po odbyciu przez nich kary zasadniczej.
Dzięki tej instytucji groźnych więźniów można było dotąd trzymać za kratami w nieskończoność. W całych Niemczech jest ich około pięciuset. Ocenia się, że ponad stu znajdzie się wkrótce na wolności. Reszta trafić powinna do specjalnych zakładów, gdzie zostaną poddani terapii. Tych zakładów jest jednak mało. – Orzeczenie trybunału stawia prawa przestępców ponad prawami ofiar. Tak być nie powinno – twierdzi Beate Merk, minister sprawiedliwości Bawarii. Podobnie uważa wielu konserwatywnych polityków. Są jednak bezsilni. Niemiecki trybunał uznał racje Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który od lat ganił Niemcy za „nierespektowanie godności więźniów".
Wielu niemieckich sędziów od dawna było podobnego zdania i unikało stosowania prewencyjnego pozbawienia wolności. Tak było w przypadku Karla D. z miasteczka Randerath w pobliżu granicy z Holandią. Wiele lat temu zwabił do swego mikrobusa dwie dziewczyny w wieku 14 i 15 lat, nad którymi pastwił się przez kilka godzin. Później zaszył ich wargi sromowe. Nie przyznał się do winy w trakcie procesu ani nie wyraził skruchy. Był już wtedy recydywistą po kilkuletnim wyroku za gwałt na nieletniej.
Tacy przestępcy są obecnie pod nadzorem policji, która śledzi każdy ich krok. Nadzorowaniem Karla D. zajmuje się czterech policjantów, co kosztuje 100 tys. euro rocznie. Policja jest oburzona, a mieszkańcy Randerath protestują przeciwko obecności zwyrodnialca w ich mieście. – Trzeba zrozumieć ich oburzenie, ale nie ma innego wyjścia – tłumaczy „Rz" Bernd Carstensen, szef Związku Pracowników Kryminalistyki.