Z powodu zagrożenia ze strony terrorystów tysiące żyjących w Kraju Basków  polityków, dziennikarzy, sędziów, wykładowców nie rusza się z domu bez eskorty. Ochroniarze sprawdzają, czy nikt nie podłożył im bomby w aucie i nie czai się na schodach. Pilnują, by zmieniali trasę w drodze do pracy i nie chodzili o tej samej porze do piekarni. Eskortujących jest około 3 tysięcy.

Szczególnie chronieni byli politycy z tzw.  partii hiszpańskich, czyli socjaliści i ludowcy, bo też (prócz wojskowych i policjantów) oni najczęściej padali ofiarą ETA.  Dlaczego rząd Kraju Basków chce zredukować liczbę ochroniarzy? Premier Patxi Lopez (socjalista) zapewnia, że nie chodzi o oszczędności. Eksperci uznali po prostu, że skoro ETA ogłosiła zawieszenie broni, można ograniczyć środki bezpieczeństwa.

Bezpieczni nie czują się socjaliści i ludowcy, którzy trafili do samorządów zdominowanych przez separatystów. W 63 miejscowościach sytuacja wygląda tak, że jest jeden radny z partii socjalistycznej lub ludowej, a resztę miejsc zajmują separatyści z koalicji Bildu. Podczas inauguracyjnych posiedzeń ci pojedynczy radni  mieli przedsmak tego, jak będzie wyglądać ich życie. Ubliżano im i grożono. Trudno ich więc przekonać, że ETA dotrzyma słowa.

Zdaniem ekspertów terroryści są tak zadowoleni z wyników Bildu, że powstrzymają się od przemocy. Zależy im, by koalicja powtórzyła sukces w wyborach do Kortezów, które mogą się odbyć już jesienią.