Politykowi udało się wymóc na prokuraturze wszczęcie postępowania sprawdzającego. W ramach tej procedury we wtorek, po siedmiu miesiącach od pobicia, Nieklajeu został skierowany na badania. – Lekarze sądowi nie ustalą niczego ciekawego, minęło bowiem zbyt dużo czasu i rany już się zagoiły – powiedział polityk dziennikarzom po badaniach lekarskich. Radził lekarzom, żeby zwrócili się o informacje do aresztu KGB, w którym przebywał po wyborach, gdyż tam go leczono i na pewno zostały jakieś dokumenty dotyczące charakteru i stopnia otrzymanych obrażeń.
– Obecnie pozostała mi już tylko blizna na głowie. No i często odczuwam bóle w plecach oraz ból głowy – mówił Nieklajeu. Do pobicia byłego kandydata na prezydenta doszło w Mińsku pół godziny przed zakończeniem głosowania w wyborach prezydenckich z 19 grudnia zeszłego roku. Jako kandydatowi na prezydenta przysługiwał mu wtedy jeszcze immunitet. Został napadnięty przez ubranych na czarno ludzi tuż po wyjściu ze swojego sztabu wyborczego. Z grupą zwolenników szedł na centralny plac stolicy, by wziąć udział w powyborczym proteście przeciwko fałszowaniu wyników wyborów na korzyść Aleksandra Łukaszenki. W wyniku pobicia stracił przytomność i trafił na oddział intensywnej terapii. Nad ranem polityka uprowadzili jednak kolejni nieznani sprawcy i odstawili go do aresztu KGB. Tam Nieklajeu, skazany później za udział w powyborczym proteście opozycji na dwa lata więzienia w zawieszeniu, spędził ponad miesiąc, po czym został osadzony w areszcie domowym.
Dopiero po zakończeniu procesu sądowego w maju, gdy większość blizn zniknęła, Nieklajeu mógł skierować skargę do prokuratury w sprawie pobicia. Jest przekonany, że prokuratura odmówi wszczęcia sprawy karnej. – W dniu wyborów doszło do absolutnie nieuzasadnionego użycia przemocy ze strony państwa wobec własnych obywateli – mówi „Rz" białoruski obrońca praw człowieka Walancin Stefanowicz. Jego zdaniem praworządność wymaga, by ustalić personalia funkcjonariuszy, którzy pobili kandydata na prezydenta. – Nie po to jednak zostali napuszczeni na Nieklajeua, aby teraz stanąć przed sądem. Nie pamiętam przypadku, by którykolwiek z funkcjonariuszy poniósł na Białorusi odpowiedzialność za stosowanie przemocy wobec opozycji – dodaje Stefanowicz.