29-letni Mark Duggan zginął w czwartek podczas wymiany ognia z funkcjonariuszami specjalnej jednostki zajmującej się przestępczością wśród czarnoskórej społeczności Wielkiej Brytanii. Znaleziono przy nim broń palną. Policjant uczestniczący w akcji uszedł z życiem dzięki temu, że jedna z kul utkwiła w policyjnym radiu, które miał przy sobie. Duggan jechał wynajętym samochodem z kierowcą. Próbował uniknąć aresztowania.
Kiedy wiadomość o jego śmierci dotarła do lokalnej społeczności w Tottenham, dzielnicy Londynu, w której mieszkał imigrant z Karaibów, ta postanowiła urządzić protest przed lokalnym posterunkiem policji. W sobotę wieczorem zebrało się tam około 120 osób, by domagać się „sprawiedliwości". Według mieszkańców dzielnicy i rodziny mężczyzna, choć był „zamieszany w różne nielegalne sprawy", nie miał skłonności do przemocy i „nigdy w życiu nie użyłby broni". Duggan podobno został trafiony w twarz i nawet jego matka nie była w stanie go zidentyfikować.
Co doprowadziło do tego, że pokojowa manifestacja przerodziła się w przemoc, nie wiadomo. Pojawiła się jednak na niej grupa około 500 osób „z zewnątrz", która próbowała przypuścić szturm na posterunek policji. Zamaskowani młodzi ludzie atakowali funkcjonariuszy koktajlami Mołotowa, kamieniami i płonącymi pojemnikami na śmieci. Podpalili kilka budynków i wozów policyjnych. W ogniu stanął piętrowy autobus. W kilku sklepach wybito okna i splądrowano je. Inne zostały podpalone i spłonęły doszczętnie. W sumie wybuchło 49 pożarów. W niedzielę nad ranem nad północnym Londynem unosiły się kłęby dymu. Interweniowała policja szturmowa oraz straż pożarna. W sumie 26 policjantów zostało rannych, a 42 osoby trafiły do aresztu. – Trudno wytłumaczyć tę bezsensowną przemoc. Jednak nie pierwszy raz w tej dzielnicy akcja policji wywołała gwałtowną reakcję. Tottenham to etnicznie mieszana dzielnica, gdzie wielu mieszkańców jest bezrobotnych i żyje z zasiłków. Frustracja jest duża. Czasami wystarczy drobiazg, by przelała się czara goryczy – mówi „Rz" socjolog dr Caroline Knowles z Goldsmith's College w Londynie.
W 1985 roku w Tottenham zginął podczas podobnych rozruchów pchnięty nożem policjant, a ponad 70 osób zostało rannych. Zamieszki wybuchły po śmierci kobiety, która doznała zawału serca podczas policyjnej rewizji w jej domu. Kobieta była czarnoskóra, a policjanci biali.
Londyńska policja obiecała w niedzielę, że okoliczności śmierci Duggana zbada niezależna komisja. – Jest nam przykro, że zginął, ale to nie usprawiedliwia niszczenia mienia i kradzieży – powiedział szef policji Adrian Hanstock. Zamieszki potępili brytyjscy politycy, na czele z premierem Davidem Cameronem i szefową MSW Theresą May. – Jestem pełna podziwu dla policjantów, którzy ryzykowali życie, by przywrócić porządek – powiedziała. Członkowie lokalnej społeczności twierdzą, że to policja jest winna zamieszek. – Rodzina Duggana chciała tylko odpowiedzi na swoje pytania, ale została zlekceważona – mówił lokalny pastor Nims Obunge.