20. rocznicę uzyskania niepodległości obchodzili oddzielnie prezydent z rządem i oddzielnie opozycja. Kilka tysięcy zwolenników siedzącej w areszcie byłej premier Julii Tymoszenko po wiecu, który odbył się pod pomnikiem Tarasa Szewczenko, ruszyło głównymi ulicami Kijowa w kierunku siedziby Wiktora Janukowycza. Zebrani przerwali pierwszy szereg milicjantów, zatrzymały ich jednak oddziały formacji Berkut. Rannych zostało sześciu funkcjonariuszy. Opozycja potępiła użycie przez milicję gazu łzawiącego, jednak Ołeksandr Turczynow, wiceprzewodniczący Batkiwszczyny, partii Julii Tymoszenko, zaapelował, by odstąpić od konfrontacji.
Pani Tymoszenko przesłała z aresztu „20 tez na 20 lat". Jej zdaniem władze zrezygnowały z defilady wojskowej „nie z przyczyn ekonomicznych, a dlatego, że boją się niepodległości".
Tuż przed obchodami w Charkowie w siedzibie nacjonalistycznej organizacji Patriota Ukrainy znaleziono materiały wybuchowe. Kilku nacjonalistów aresztowano, aby potem ich zwolnić. W przeddzień Dnia Niepodległości ktoś również ostrzelał biuro Patrioty, raniąc dwie osoby.
W różnych częściach Ukrainy świętowano różnie. We Lwowie odbył się marsz niepodległości, a podczas uroczystego zebrania Rady Miejskiej wręczono weteranom UPA odznaki honorowe św. Jura. Natomiast w Sewastopolu grupa rosyjskich aktywistów rozciągnęła wielką rosyjską flagę, dowodząc, że dla nich to „dzień żałoby". Według ekspertów dowodzi to, jak Ukraina jest podzielona. Na co dzień języka ukraińskiego używa obecnie 53 proc. społeczeństwa, a ponad 44 proc. rosyjskiego. Ci ostatni mieszkają głównie na wschodzie kraju.
– Na lwowski marsz przyszło mnóstwo zwykłych ludzi, to bardzo ważne. Niestety, w Kijowie zabroniono organizacji marszu. Tam władze i ludzie stanęli po dwóch stronach milicyjnych kordonów. To bardzo niepokojące – powiedział „Rz" lider opozycyjnej Naszej Ukrainy ze Lwowa Ołeś Starowojt.