Negocjacje z miejscowymi

Aktualizacja: 13.11.2011 17:34 Publikacja: 13.11.2011 16:55

Negocjacje z miejscowymi

Foto: rp.pl, Janusz Walczak

Stary Afgańczyk prowadzi stado owiec przez dno prawie wyschniętej rzeki, płynącej przez środek miasta Ghazni. Inny podchodzi do brudnej strużki - myje twarz i dłonie. Trochę dalej kilku małych chłopców rzuca papierowe statki do wody. Młody mężczyzna, ubrany w tradycyjny strój i  czerwoną ortalionową kurtkę załatwia na brzegu potrzebę fizjologiczną.

Stoję na kamiennym murku okalającym rzekę. Przyjechaliśmy do miasta z polskimi żołnierzami z zespołu odbudowy prowincji tzw. PRT, by sprawdzić, jak idzie budowa kompleksu zieleni, który powstaje nad rzeką. Jest już prawie gotowy. Pas ziemi został obsadzony kwiatami i krzewami. Są wytyczone ścieżki a wzdłuż nich ustawione żółte ławki. W kilku pomalowanych na różowo budynkach są toalety publiczne i prysznice. Major z polskiego PRT nadzorujący inwestycję pyta pracowników miejscowej firmy, która to buduje, o każdy szczegół. - Dlaczego na dachu nie ma specjalnej folii? – pokazuje. Afgański inżynier denerwuje się trochę i odpowiada. - Będzie, jurto, jutro.

Potem uwagę majora zwraca wystający drut i połamana belka. Dokładnie wytyka miejscowym każdą niesprawność. - Oni się jeszcze uczą ale trzeba ich pilnować. Inaczej nic z tego nie będzie– wyjaśnia.

Idziemy wzdłuż skweru. Ubezpieczają nas uzbrojeni żołnierze. Sprawdzają każdy budynek. Wokół tłum Afgańczyków. Nie mogą jednak się do nas za bardzo zbliżyć. Najczęściej wiedzą o tym i nie podchodzą. Ci, którzy o tym zapominają są natychmiast zatrzymywani.

Obserwuję, jak z metalowych rur do rzeki wlewają się czarne jak smoła (i o podobnej konsystencji) ścieki. Nie tylko rzeka jest brudna – ulice też. Zastanawiam się, czy inwestycja którą oglądamy jest akurat tym, czego ci ludzie najbardziej potrzebują? Okazuje się jednak, że pomysły na unowocześnienie tego miasta nie rodzą się w głowach polskich specjalistów z PRT, lecz w biurach gubernatora Ghazni. Po obejrzeniu skweru nad rzeką, tam właśnie jedziemy. Polscy oficerowie z lokalnymi władzami mają omówić nowe projekty, jakie w ramach pomocy ma przygotować i sfinansować polskie wojsko.

W gabinecie głównego inżyniera prowincji czeka już kilku miejscowych urzędników. Wchodzimy. Dziś pamiętam, by założyć na głowę chustę. Miejscowi to docenili. Byli bardzo uprzejmi i nawet poczęstowali mnie herbatą.

Zaczęła się narada. Na stoliku została rozłożona spora mapa Ghazni. Inżynier, starszy Afgańczyk ubrany w tradycyjny strój zaczął pokazywać, jakich inwestycji miejscowi jeszcze potrzebują: drogi, parkingu dla samochodów, mostu. Przy tym ostatnim dyskutowano najdłużej. Okazało się, że pomysł budowy mostu pojawił się już wcześniej ale nie wszyscy członkowie lokalnych władz zgadzają się, w której części miasta go ulokować. Połowiczny konsensus osiągnięto jedynie co do lokalizacji parkingu. - Kończmy tę dyskusję, bo zaraz zacznie się koncert życzeń – rzuca po polsku major (miejscowi mówili trochę po angielsku, resztę z paszto na angielki przekładał tłumacz pracujący dla polskiego kontyngentu).

Aby nie tracić czasu, idziemy od razu obejrzeć miejsce, gdzie ma powstać parking. Jest to placyk przy drodze Highway One. Trwają tam  właśnie jakieś prace. Miejscowi budują murek z kamieni. Jest też boisko. - Po co oni budują ten murek, skoro tu ma być parking – pytam.

- Trudno powiedzieć ale to w ich stylu – uśmiecha się jeden z żołnierzy. Po krótkich oględzinach, wskakujemy do opancerzonych MRAP-ów i wracamy do polskiej bazy. Naprzeciwko mnie siedzi major, który od ponad pół roku zajmuje się inwestycjami w ramach odbudowy Afganistanu. Pytam, jakie najdziwniejsze pomysły mieli miejscowi. Major uśmiecha się i po chwili mówi: - Kiedyś poprosili, by zbudować im tu stadion olimpijski.

Stary Afgańczyk prowadzi stado owiec przez dno prawie wyschniętej rzeki, płynącej przez środek miasta Ghazni. Inny podchodzi do brudnej strużki - myje twarz i dłonie. Trochę dalej kilku małych chłopców rzuca papierowe statki do wody. Młody mężczyzna, ubrany w tradycyjny strój i  czerwoną ortalionową kurtkę załatwia na brzegu potrzebę fizjologiczną.

Stoję na kamiennym murku okalającym rzekę. Przyjechaliśmy do miasta z polskimi żołnierzami z zespołu odbudowy prowincji tzw. PRT, by sprawdzić, jak idzie budowa kompleksu zieleni, który powstaje nad rzeką. Jest już prawie gotowy. Pas ziemi został obsadzony kwiatami i krzewami. Są wytyczone ścieżki a wzdłuż nich ustawione żółte ławki. W kilku pomalowanych na różowo budynkach są toalety publiczne i prysznice. Major z polskiego PRT nadzorujący inwestycję pyta pracowników miejscowej firmy, która to buduje, o każdy szczegół. - Dlaczego na dachu nie ma specjalnej folii? – pokazuje. Afgański inżynier denerwuje się trochę i odpowiada. - Będzie, jurto, jutro.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019