Jeszcze tydzień temu wydawało się, że 19 grudnia 2011 roku będzie dla Ukrainy datą przełomową. Podczas kijowskiego szczytu miał być parafowany układ stowarzyszeniowy Ukraina – UE. W znacznej mierze dzięki usilnym staraniom polskich polityków i dyplomatów. Gdyby do tego nie doszło – przewidywali komentatorzy – Kijów mógłby ostatecznie wpaść w objęcia Moskwy.
Tymczasem okazało się, że możliwe jest trzecie rozwiązanie. Podczas szczytu może zostać potwierdzone zakończenie negocjacji stowarzyszeniowych, natomiast samo parafowanie zostałoby przesunięte na później. Na rozstrzygnięcie losów naszego wschodniego sąsiada przyjdzie więc czekać kolejne tygodnie. Do końca nic nie będzie jednak pewne.
O tym, że tak może się wydarzyć, informował Miroslav Lajczak, główny unijny negocjator umowy z Ukrainą. A według Mikołaja Dowgielewicza, polskiego ministra ds. europejskich, sytuacja polityczna na Ukrainie nie sprzyja temu, by UE zgodziła się na parafowanie umowy na najwyższym szczeblu.
Bruksela uważa, że choć układ stowarzyszeniowy jest potrzebny i Unii, i Ukrainie, to jego parafowanie byłoby niepotrzebną nagrodą dla prezydenta Wiktora Janukowycza. W warunkach, gdy jego główna polityczna przeciwniczka, była premier Julia Tymoszenko, wciąż znajduje się w areszcie, byłoby to nie na miejscu. Szczególnie że unijne apele o jej wypuszczenie były przez Janukowycza ignorowane.
– Oczekiwania dotyczące szczytu UE – Ukraina były bezustannie obniżane. Najpierw mówiono o podpisaniu układu stowarzyszeniowego w grudniu. Potem pojawił się pomysł, żeby go chociaż parafować, teraz mówi się o jakiejś formie ogłoszenia, że umowa jest jedynie gotowa do parafowania – mówi „Rz" Andrew Wilson, ekspert londyńskiej European Council for Foreign Relations.