To najgroźniejszy taki zamach od początku starć w tym kraju. Tuż przed 8 rano bomby niemal jednocześnie eksplodowały w dzielnicy al Qazaz, w pobliżu siedziby wywiadu. Jedna z nich wyrwała krater o głębokości trzech metrów w jezdni południowej obwodnicy miasta. Zniszczeniu uległy jadące w pobliżu samochody. Ludzie nimi jadący zostali poszarpani przez odłamki metalu i kawałki szkła.

Telewizja państwowa mówiła o „ataku terrorystycznym", przeprowadzonym w czasie, gdy „ludzie szli do pracy, a dzieci do szkoły". Pokazano zdjęcia pokrwawionych zwłok wśród rozrzuconych na ulicy wraków samochodów. „Atak terrorystyczny" miała oczywiście przeprowadzić opozycja.

Opozycjoniści odrzucają oskarżenia. Haitham al Maleh z Syryjskiej Rady Narodowej oskarżył o zorganizowanie tych zamachów władze, a mieszkający w Londynie syryjski opozycyjny dziennikarz Bassam Jaara oświadczył, iż wybuchy są „odpowiedzią reżimu na potępienie jego działań przez ONZ". Podobnie mówili i inni opozycjoniści.

Choć od 12 kwietnia obowiązuje w Syrii zawieszenie broni, to od tego czasu zginęło już ponad 800 osób. Ogółem od początku antyrządowych wystąpień w marcu 2011 r. poniosło w Syrii śmierć łącznie 12 tys. ludzi. W minioną środę zaatakowany został konwój wiozący obserwatorów ONZ; rannych zostało sześciu syryjskich żołnierzy. Do zamachów dochodzi niemal codziennie. A opozycja twierdzi, że władze nie przestrzegają rozejmu, i grozi wznowieniem walk, jeśli misja ONZ zakończy się niepowodzeniem.