O niesprawnym systemie e-konsulat i ogromnych trudnościach z zalogowaniem się do systemu umożliwiającego zapisanie się na rozmowę z konsulem pisaliśmy już 18 maja. A białoruski portal tut.by opisywał niedawno aż trzy kolejki stojące przed naszą placówką w Mińsku – jedna do sprawdzenia dokumentów, druga po wizy narodowe i trzecia po schengeńskie. Opisywał też „mafię grodzieńską", która rzekomo w porozumieniu z pracownikiem konsulatu wykupuje pierwsze 15 minut, gdy raz na miesiąc pojawiają się nowe terminy na rozmowę z konsulem – i potem sprzedaje je po 15 – 25 euro.

– W 2011 r. wydaliśmy na Białorusi rekordową liczbę 300 tysięcy wiz, aż o 49 proc. więcej niż rok wcześniej, a w tym samym czasie w pozostałych placówkach państw UE liczba wydanych wiz spadła o 11 proc. – powiedział „Rz" rzecznik MSZ Marcin Bosacki. Wizy te wydało zaledwie 12 polskich konsulów. – Chcemy mieć trzy razy więcej, bo wówczas zaspokoilibyśmy popyt na wizy – dodaje Bosacki.

Sęk w tym, że nie chce się na to zgodzić strona białoruska. Powody wyjaśniał niedawno rzecznik białoruskiego resortu spraw zagranicznych Andrej Sawinych. Jego zdaniem polscy konsulowie pracują „mało produktywnie", a o wiele sprawniejsi są ich białoruscy koledzy w Polsce, których i tak jest mniej.

Sawinych twierdzi też, że polski konsulat mógłby poprawić system zapisów przez Internet, jak to określił – „zapewnić szerszy kanał dostępu na stronę internetową, czyli optymalizować hosting". – Na Białorusi mamy do czynienia z monopolistą w dostarczaniu Internetu. Są trudności z jego funkcjonowaniem – wskazuje Marcin Bosacki. I opowiada, że zdarzają się przypadki, iż w systemie e-konsulatu zapisują się na rozmowę z konsulem całe dzielnice miasta. – Nie możemy im wszystkim zablokować dostępu – tłumaczy. „Dziwnym trafem" te właśnie terminy są później sprzedawane. – Wizy polskie, zwłaszcza schengeńskie, są dobrem, na które jest duży popyt – dodaje.

Problem polega na tym, że na Białorusi i Ukrainie (tam liczba wydanych wiz wzrosła o 26 proc., do 572 tys.) doszliśmy „do ściany". Na Ukrainie nie da się zwiększyć liczby konsulów z przyczyn technicznych, na Białorusi z powodów politycznych. Ale można się spodziewać, że liczba chętnych do uzyskania wizy wcale nie spadnie – i polskie placówki będą starały się temu sprostać, choć będzie to coraz trudniejsze.

– Białorusini i Ukraińcy najwyraźniej uważają, że Polska jest przyjaznym krajem i stąd takie zainteresowanie wizami – podkreśla Marcin Bosacki.