UE miała przedstawić wczoraj Izraelowi propozycję „podwyższenia poziomu kontaktów w 60 obszarach". Chodzi m.in. o jeszcze większy dostęp izraelskich firm do wspólnego unijnego rynku, bliższą współpracę w kwestiach transportu, energii i bezpieczeństwa. Państwo żydowskie będzie mogło także otrzymać 6 milionów euro bezpośredniej pomocy.

Unia jest głównym partnerem handlowym Izraela, obroty między nimi wyniosły w 2011 roku 29,5 mld dol. Zacieśnianie współpracy nie byłoby więc niczym dziwnym, gdyby nie spór między Brukselą a Izraelem.

Zaledwie kilka tygodni temu szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton ostro skrytykowała rząd Beniamina Netanjahu za plan budowy kolejnych osiedli na terytoriach okupowanych. Mimo to żaden z ministrów 27 państw unijnych nie protestował przeciwko pogłębieniu kontaktów z państwem żydowskim. Oburzeni są natomiast propalestyńscy aktywiści i część unijnych urzędników.

– To absurd. Jedną ręką Izraelowi grozimy, drugą go nagradzamy – powiedział jeden z nich w rozmowie z brytyjskim „Guardianem". – Wszyscy ministrowie bali się jednak sprzeciwić. Dobre relacje z Izraelem to bowiem dobre relacje z diasporą żydowską na świecie i z USA. A nikt nie chce się narażać Waszyngtonowi – dodał.