AK, „parszywi Żydzi”, Niemcy

Niemiecką debatę o niechlubnej historii podsyca oburzenie Polaków, gdyż AK przedstawiono jako antysemitów.

Publikacja: 30.03.2013 00:17

Jeszcze nie tak dawno to głównie historycy zabierali głos w dyskusjach dotyczących niemieckiej historii, ale od pewnego czasu zamilkli, uznając, że wszystko już powiedziano. Ustąpili pola zwykłym Niemcom. Takim jak 85-letni Rolf Weiss, były żołnierz Wehrmachtu z frontu wschodniego, który mówi dzisiaj, że nie rozumie żadnych dyskusji o winie, bo zawsze wykonywał jedynie rozkazy.

Czy takim jak Sigmar Gabriel, szef SPD, były minister i jeden z najbardziej znanych niemieckich polityków, który w tym samym popularnym talk show co Rolf Weiss opowiedział widzom historię swego zmarłego niedawno ojca, zdeklarowanego nazisty, który pozostał nim do końca swych dni?

Matki i ojcowie

Przyczyną tych wyznań był trójodcinkowy serial „Nasze matki, nasi ojcowie" („Unsere Mütter, unsere Vätter") drugiego programu publicznej telewizji ZDF. „Nigdy jeszcze nie przedstawiono na ekranie w tak wyrazisty sposób niemieckiej winy" – brzmiały niektóre oceny. Winy indywidualnej bohaterów, dwudziestolatków z Berlina wessanych w wir przerastających ich wydarzeń.

Niemcy nie chcą już sypać głów popiołem za zbrodnie przeszłości i widzą się raczej w roli ofiar

Wilhelm jest oficerem Wehrmachtu walczącym na froncie wschodnim, podobnie jak jego brat Friedhelm, zakochana w Wilhelmie pielęgniarka Charlotte, Greta marząca o karierze piosenkarki oraz Wiktor, Żyd związany z Gretą. Dwaj żołnierze uczestniczą w zbrodniach, pielęgniarka denuncjuje rosyjską lekarkę w szpitalu polowym, Greta romansuje z oficerem gestapo, licząc nie na uratowanie Wiktora, ale na pomoc w karierze. Wszyscy dają się przy tym lubić, są zagubieni i trapią ich dylematy moralne oraz wyrzuty sumienia.

Gdzie wobec tego są tacy Niemcy jak ojciec Sigmara Gabriela czy Rolf Weiss? W serialu ZDF trudno ich dostrzec, bo są ukryci na dalszym planie. Ale nie jest to przecież dokument, lecz film fabularny. Film ZDF obejrzało w sumie ponad 20 mln widzów. Przy czym poniżej 50. roku życia było tych widzów zaledwie 14,5 proc.

Polski antysemityzm

Ożywionej dyskusji po filmie spodziewali się jego twórcy. Trwa nadal. Wzbogacona została już po kilku dniach o inne elementy. A to za sprawą oburzenia i protestów w naszym kraju. Pierwsza zaprotestowała polska ambasada w Berlinie, śląc do ZDF list z protestem dotyczącym przedstawienia Armii Krajowej jako organizacji na wskroś antysemickiej.

Otóż jeden z bohaterów niemieckiej produkcji, Wiktor, niemiecki Żyd, ucieka z transportu do Auschwitz i dostaje się do oddziału partyzanckiego AK. Ukrywa jednak swą tożsamość, gdyż przyznanie się do żydostwa mogłoby się okazać dla niego niebezpieczne. Staje się cenionym towarzyszem walki AK-owców. Aż do momentu, kiedy oddział atakuje transport kolejowy. Zamiast broni w wagonach są Żydzi wiezieni do komór gazowych. Wycofując się, AK-owcy pozostawiają ich zamkniętych w wagonach. – Większość z nich to Żydzi, a Żydzi są tak samo parszywi jak komuniści czy Ruskie – mówi jeden z akowców. Więźniów uwalnia Wiktor i wtedy cały oddział dowiaduje się, kim jest. W tej sytuacji nie może już dłużej pozostać w oddziale.

Dowódca wręcza mu nabity pistolet w mrożącej krew w żyłach scenie pozwalającej przypuszczać, że zamierza go rozstrzelać. Wiktor zostaje sam w obcym kraju. Przeżyje wojnę i wróci do rodzinnego Berlina, gdzie spotka się z dwójką swych ocalałych przyjaciół.

Gdyby nie ten epizod, całkowicie przeciętny serial nie wywołałby zapewne większego zainteresowania w Polsce. – W AK, jak i w całym społeczeństwie byli antysemici, ale nasz zarzut polega na tym, iż powstaje wrażenie, że w filmie została przedstawiona cała prawda o Armii Krajowej – tłumaczył w ZDF Jerzy Margański, ambasador w Niemczech. Jeszcze wcześniej skierował oficjalny protest do ZDF.

Stacja wyraziła niezwłocznie ubolewanie i przeprosiła, wyjaśniając, że nie było zamiarem nikogo relatywizowanie historii, ani tym bardziej zrzucenie współodpowiedzialności na Polskę za Holokaust. Z kolei prof. Julius Schoeps, znany historyk, orzekł przed kamerami, że sceny dotyczące partyzantów są „realistyczne" i „poparte dokumentami".

Stała się rzecz paradoksalna, gdyż na marginesie niemieckiego filmu o zbrodniczej przeszłości całego pokolenia doszło do dyskusji na temat polskiego antysemityzmu. W takim kontekście dyskusja tego rodzaju utrwalić może jedynie głoszone przez niektóre środowiska żydowskie tezy, iż Hitler wybrał terytorium Polski na miejsce zagłady Żydów, gdyż był to kraj na wskroś antysemicki. Pogrom w Kielcach czy wydarzenia w Jedwabnem miałyby dodatkowo potwierdzić tę tezę.

Nie sposób zaprzeczyć, że jak przypomniał właśnie Niemcom prof. Wofgang Benz z Centrum Badań nad Antysemityzmem w Berlinie, antysemityzm w Polsce był przed wojną dostrzegalny gołym okiem, a wielu Żydów straciło w czasie okupacji życie za sprawą Polaków. Czynienie z tego w serialu ZDF jedynego wyznacznika relacji polsko-żydowskich jest dużym nadużyciem. Używając terminologii Talleyranda, nie jest to błąd, lecz zbrodnia, niewiedzy oczywiście.

– Polskie oburzenie jest zrozumiałe, AK nie była organizacją antysemicką – tłumaczy „Rz" prof. Wolfgang Wippermann z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Ale nie rozumie, dlaczego konieczna jest prezentacja świętego oburzenia Polski w przypadku filmu, który z prawdą historyczną ma mało wspólnego. – To dodatkowa reklama dla filmu słabego i niewnoszącego niczego nowego do debaty o przeszłości – mówi Wippermann. Bo taką jest w gruncie rzeczy produkcja ZDF zrealizowana kosztem 14 mln euro.

Holokaustu nie było

Napis takiej treści widniał kilka lat temu na ogromnym plakacie w centrum Berlina. Była to prowokacja inicjatorów budowy pomnika Holokaustu, pragnących tym sposobem zwrócić uwagę na swe przedsięwzięcie. Protestom nie było końca.

Mało kto zauważył, że w serialu ZDF Holokaustu także nie ma. Nie ma go też w obecnej debacie na temat filmu, co do tej pory nie zdarzało się przy podobnych okazjach. Żaden z piątki bohaterów nie ma nic wspólnego z jednym z 42 tys. obozów koncentracyjnych czy pracy, nie mówiąc już o obozach zagłady. A przecież przewinęło się przez te obozy w roli oprawców wiele tysięcy Niemców. To jedna sprawa.

Druga to potwierdzenie widocznego od dawna trendu przedstawiania Niemców jako ofiary.

Ofiary alianckich nalotów na niemieckie miasta, w których straciło życie sporo ponad pół miliona ludzi, wiele kobiet i dzieci, bo mężczyźni walczyli na frontach czy też zajęci byli tropieniem Żydów. Do tego nawiązywał „Dresden", produkcja telewizyjna o zagładzie miasta pod sam koniec wojny.

Inny wyciskający łzy z oczu firm „Die Flucht" (Ucieczka) przedstawiał ucieczkę niemieckich cywilów przed Armią Czerwoną.

– Teraz należy już tylko czekać na epos o tragedii tysięcy marynarzy U-bootów, którzy po zastosowaniu przez aliantów radaru z myśliwych przekształcili się w bezbronną zwierzynę łowną – mówił mi wtedy znany historyk, prof. Hans-Ulrich Wehler. Taki film jeszcze nie powstał.

Jest za to „Unsere Mütter, unsere Vätter", w którym Holokaust jest na dalszym planie.  Piątka bohaterów da się lubić. To właśnie interesuje  „Süddeutsche Zeitung", która śpieszy z wyjaśnieniem,  że być może takie były realia hitlerowskiej dyktatury pozwalające zachować resztki człowieczeństwa, jeżeli nie wszystkim, to przynajmniej zdecydowanej większości. Ale gazeta nie jest tezy pewna, więc na wszelki wypadek przytacza inną, w myśl której stworzenia takich bohaterów wymaga konwencja filmu. Tak czy owak bohaterowie filmu są ofiarami zewnętrznych okoliczności.

Ale co z ówcześnie żyjącymi Niemcami? Jaką część odpowiedzialności za katastrofę narodowego socjalizmu ponosi cały niemal naród III Rzeszy niemieckiej? Czy mówiąc językiem Daniela Goldhagena, Niemcy byli gorliwymi katami Hitlera? Analizując fenomen dyktatora, niezrównany niemiecki analityk tego okresu Sebastian Haffner pisał przed laty, że gdyby Hitler zniknął ze sceny w 1939 roku, byłby dzisiaj uznawany za największego niemieckiego polityka wszech czasów. – Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Niemcy byli zakochani w Hitlerze i byliby mu w stanie wybaczyć nawet wojnę, gdyby ją wygrał – tłumaczy Wolfgang Wippermann.

Gdzie więc są w filmie naziści odpowiedzialni za cywilizacyjny przełom w niemieckiej historii? To „ci inni", których w filmie nie ma – pisze berliński „Der Tagesspiegel".

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019