Wielkanoc bez kościoła

W Afganistanie nie ma już ani jednego publicznie dostępnego kościoła. Za posiadanie Biblii grozi śmierć.

Aktualizacja: 01.04.2013 21:54 Publikacja: 01.04.2013 13:02

Agata Kaźmierska z Kabulu

Najpierw wysokie szare mury, między którymi znajduje się seria punktów kontrolnych. Wszystkie strzeżone przez ochroniarzy uzbrojonych w karabiny maszynowe i nowoczesny sprzęt do wykrywania ładunków wybuchowych. Przejechać tamtędy można jedynie okazując specjalne dokumenty. Potem jeszcze wielka brama, także strzeżona przez uzbrojoną po zęby ochronę. Można ją przekroczyć tylko posiadając zaproszenie.

Dopiero wtedy wyłania się niewielki budynek, który od bunkra różni chyba jedynie to, że na jego szczycie jest krzyż. Gdy zajechały tam pancerne samochody terenowe, dyplomatów, którzy z nich w wielkim pośpiechu wysiadali ochroniarze w eleganckich garniturach traktowali tak, jakby za chwilę miał mieć miejsce zamach, a ich VIP znalazł się w najniebezpieczniejszym miejscu z możliwych.

To jedyne w Kabulu miejsce, gdzie odprawiana była wczoraj wielkanocna msza. Kaplica, przyklejona do włoskiej ambasady, powstała w 1919 r. Włochy były pierwszym krajem, który uznał niepodległość Afganistanu. Kiedy rząd w Kabulu zapytał, jak może się za to odwdzięczyć, Włosi poprosili o zgodę na zbudowanie kaplicy.

Na wczorajszej mszy nie widziałam ani jednego Afgańczyka, choć to jedyny w tym kraju kościół. Ostatni, jak był publicznie dostępny, zlikwidowano trzy lata temu. Mieścił się w wynajmowanym budynku w centrum miasta. Choć afgańscy chrześcijanie mieli prawo do wieczystego wynajmowania budynku, właściciel go zburzył, a w jego miejsce postawił sklep z elektroniką, dokument uznając za nieważny. Z resztą, gdyby kościół nadal tam istniał, pewnie i tak nikt nie miałby odwagi tam przyjść.

- Jesteśmy jak pierwsi chrześcijanie, którzy praktykowali religię narażając życie - mówi Afganka Atifa, pracująca dla jednej z organizacji pomocowych w Kabulu. Nie chciała brać dnia wolnego, by nie wzbudzać podejrzeń. Wielkanoc oznaczała dla niej modlitwę z rodzicami w domu, a potem uroczystą kolację. - Oficjalnie mamy wolność religijną, ale talibowie grożą chrześcijanom śmiercią i regularnie nas zabijają, gdy tylko kogoś takiego znajdą. Rząd za chrześcijaństwo wsadza do więzienia. Boimy się nawet trzymać w domu Biblię – mówi dziewczyna.

Afgańska konstytucja stanowi, że islam jest „religią państwową" i „żadne prawo nie może być sprzeczne z wiarą i nakazami świętej religii islamu". Gwarantuje jednak, że „wyznawcy innych religii mogą swobodnie wyznawać swoją wiarę i odprawiać rytuały w granicach określonych przez prawo". Ten ostatni przepis jest martwy. W ubiegłym roku głośno było o sprawie mężczyzny, któremu groziła kara śmierci za to, że przeszedł na chrześcijaństwo. Dzięki zabiegom dyplomatycznym kilku zachodnich państw, po siedmiu miesiącach wyszedł z wiezienia, ale musiał wyjechać z kraju.

W 2009 r. konspiracyjna grupa chrześcijan wydrukowała Biblię w językach pasztu i dari, którą przemycono na teren afgańskich koszar w Bagram. Gdy dowiedziało się o tym szefostwo bazy, Biblie zostały spalone. Rok wcześniej telewizja Noorin pokazała grupkę ludzi modlących się w języku dari. Wybuchł wielki skandal, a w Kabulu doszło do antychrześcijańskich manifestacji. Kilku deputowanych wzywało do publicznych egzekucji chrześcijan.

Wkrótce potem w prowincji Badakszan zatrzymano międzynarodową ekipę humanitarną. Dziesięć osób zabito, a jedną wypuszczono, by mogła opowiedzieć, co grozi za nawracanie muzułmanów. Niedługo potem władze zawiesiły działalność dwóch misji humanitarnych – norweskiej i amerykańskiej – choć obie zarzekały się, że nie próbują nawracać Afgańczyków. Później telewizja Noorin przyznała, że wymieniła obie organizacje jako zamieszane w krzewienie chrześcijaństwa dlatego, że miały słowo „chrześcijańskie" w nazwie.

Ojciec Giuseppe Moretti, 75-letni włoski ksiądz, który odprawiał wczorajszą mszę w kaplicy przy włoskiej ambasadzie jest w Afganistanie od 1977 r. Był tu w czasach wojny z Sowietami i za rządów talibów. - Przetrwałem tu wojnę domową. Codziennie słychać było strzały, ale i tak wolę tamte czasy od dzisiejszych. Teraz są zamachy bombowe, punkty kontrolne i gigantyczne betonowe ściany. Nie poznaję już tego kraju.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019