Nie jest to wiadomość o znaczeniu lokalnym. Od sytuacji Polaków na Litwie zależą stosunki między Wilnem a Warszawą.
Wileński sąd oddalił w czwartek wniosek komornika, który domagał się do 1000 litów (ok. 1200 złotych) kary za każdy dzień zwłoki. – Cieszę się. Ale wiem, że to jeszcze nie koniec i tamta strona nie da tak łatwo za wygraną – powiedziała portalowi L24.lt Lucyna Kotłowska, dyrektorka administracji rejonu wileńskiego (przylegającego do stolicy, ale nieobejmującego jej swoim zasięgiem, niemal dwie trzecie mieszkańców stanowią tam Polacy).
To Kotłowska miała zdaniem komornika płacić karę za to, że na prywatnych domach właściciele wywiesili napisy po polsku. A właściwie również po polsku, bo zamieszczone na tabliczkach nazwy ulic są zazwyczaj dwujęzyczne (np. Vilniaus g. i ul. Wileńska). Komornik ma siedem dni na odwołanie się od wyroku do sądu wyższej instancji.
Sprawa tabliczek na prywatnych domach ciągnie się od lat i dotyczy nie tylko rejonu wileńskiego, ale i sąsiedniego solecznickiego, gdzie Polaków procentowo jest jeszcze więcej (ok. 80 proc.). Urzędnicy w tych rejonach, prześladowani przez Inspekcję Języka, już wielokroć dostawali kary. Usunięcia tabliczek zażądał też dwa lata temu Najwyższy Sąd Administracyjny.
Wczorajszy wyrok sądu dzielnicowego w Wilnie zapadł w gorącym momencie. Centrolewicowy gabinet Algirdasa Butkevičiusa – w którym jest też Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, rządząca w tych obu rejonach – pracuje bowiem nad projektami ustaw ważnych dla mniejszości.