Szczegóły negocjacji mają być trzymane w tajemnicy, by nie stawały się od razu przedmiotem dyskusji opinii publicznej. Najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu w Waszyngtonie spotkają się ze strony palestyńskiej negocjator Saeb Erekat, a z izraelskiej – minister sprawiedliwości, była szefowa dyplomacji Cipi Liwni. Weźmie w nich udział także izraelski negocjator Icchak Molcho, bo – jak usłyszeliśmy od wprowadzonego w wiele niuansów Palestyńczyka – premier Beniamin Netanjahu nie w pełni ufa swojej rywalce politycznej pani Liwni.
– Netanjahu jest gotowy na pokój z Palestyńczykami, pytanie, czy Palestyńczycy są gotowi – powiedział „Rz” prof. Szmuel Sandler, izraelski politolog.
Potwierdzeniem dobrej woli Izraelczyków jest sobotnia zapowiedź uwolnienia palestyńskich więźniów. Minister spraw strategicznych w rządzie Netanjahu Juwal Steinitz nie podał konkretnych liczb i dat, ale ujawnił, że chodzi o więźniów „najwyższej (politycznej) rangi”, którzy od lat siedzą w izraelskich zakładach karnych. Według izraelskiej organizacji praw człowieka w izraelskich więzieniach jest ponad 4700 Palestyńczyków.
Na dodatek prezydent Szimon Peres zadzwonił do prezydenta Mahmuda Abbasa, pogratulował mu „odważnej i historycznej decyzji” w sprawie wznowienia negocjacji i złożył życzenia z okazji ramadanu. Zapowiedź wznowienia rozmów, które nieoczekiwanie ogłosił w piątek wieczorem amerykański sekretarz stanu John Kerry, nie spotkała się z entuzjazmem części izraelskich polityków. Łącznie z ministrami z Likudu-Naszego Domu, partii premiera Netanjahu. Jeden z nich stwierdził, że Mahmud Abbas, z którym ma się dogadywać Izrael, ma mniejszą kontrolę nad Palestyńczykami niż Baszar Asad nad Syrią.
Palestyńscy przeciwnicy Abbasa odrzucili wznowienie negocjacji. Radykalny Hamas, panujący w strefie Gazy, nazwał je „katastrofą”.