We wtorek z wysłannikami z Izraela i Autonomii Palestyńskiej spotkał się prywatnie Barack Obama. Służbowo sprawą zajmuje się ze strony amerykańskiej Departament Stanu.
Poprzednie kilka miesięcy amerykańska dyplomacja po cichu przygotowywała się do tego, co zaczęło się w poniedziałek w Waszyngtonie, a co można uznać za negocjacje na temat powrotu do pokojowych negocjacji.
Na obrazku wyglądało to bardzo ładnie, pasowało do słów, którymi gospodarz – sekretarz stanu John Kerry – określał pojawienie się przy jednym stole, po trzech latach, negocjatorów z Izraela i z Autonomii Palestyńskiej. – To cudowne. I bardzo, bardzo wyjątkowe – mówił Kerry, który, jeżeli negocjacje udałoby się zakończyć sukcesem, zapisałby się w historii.
Uroczysty obiad miał formę iftaru, czyli posiłku, który po zapadnięciu zmroku muzułmanie jedzą w świętym miesiącu postu ramadanie (właśnie trwa). Obok siebie przy stole siedzieli negocjatorzy: Izraelka Cipi Liwni i Palestyńczyk Saeb Erekat.
Szef Erekata, prezydent Mahmud Abbas, nie ułatwił mu zadania. – Na wszystkie konieczne ustępstwa już poszliśmy – stwierdził na konferencji prasowej w Kairze.