Silvio Berlusconi ma już na koncie wiele wyroków sądowych, lecz ani jeden z nich nie jest prawomocny. To właśnie może się już wkrótce zmienić wraz z ogłoszeniem wyroku w ciągnącej się od początku ubiegłej dekady sprawie oszustw podatkowych byłego premiera, a właściwie należącej do niego telewizji Mediaset.
Został już za to skazany na cztery lata więzienia, 10 mln euro grzywny oraz pięcioletni zakaz zajmowania funkcji publicznych. Nie przeszkodziło mu to jednak w zdobyciu w niedawnych wyborach miejsca w senacie. Adwokaci Berlusconiego wnieśli apelację, przedstawiając pięćdziesiąt zastrzeżeń. Sprawą zajmuje się od wczoraj Sąd Kasacyjny, czyli sąd najwyższej instancji. Ma do wyboru utrzymanie obecnego wyroku, jego zmianę lub przekazanie do ponownego rozpatrzenia.
Na wyrok czekają całe Włochy, gdyż jego treść oznaczać może konieczność przeprowadzenia przedterminowych wyborów i poważne perturbacje gospodarcze, gdyż wiarygodność finansowa Włoch wisi na włosku.
Rzecz w tym, że Silvio Berlusconi jest szefem Ludu Wolności, ugrupowania wchodzącego w skład koalicji rządowej. Były premier ostrzegał już na łamach dziennika „Libero”, że w wypadku uznania przez sąd jego winy koalicja rządowa ulegnie rozpadowi. Winą w takiej sytuacji można obarczyć przedstawicieli lewicy w gabinecie Enrico Letty, którzy zapowiadają, iż nie będą tolerować obecności w rządzie przedstawicieli ugrupowania, którego przewodniczący został skazany prawomocnym wyrokiem.
Skazanie Berlusconiego w ostatniej instancji miałoby dla niego samego niezwykle poważne konsekwencje. Taki wyrok nie pozbawia go automatycznie miejsca w Senacie, gdyż o tym zadecydować muszą sami senatorowie, ale może spowodować zasadniczy przełom w prawdziwej odysei Berlusconiego po włoskim wymiarze sprawiedliwości.