Erich Priebke, kapitan SS, zmarł w ubiegły piątek w wieku 100 lat. Był jednym z ostatnich, jeśli nie ostatnim ze znanych niemieckich zbrodniarzy wojennych. Zorganizował i przeprowadził akcję odwetową za zamach włoskiego ruchu oporu w Rzymie, w którym 23 marca 1944 r. zginęło 33 Niemców z pułku policji SS Bozen. Ponoć na rozkaz samego Hitlera za śmierć jednego Niemca w tym zamachu miało zginąć 10 Włochów.
Pierwsze wyznanie
W rezultacie już następnego dnia na terenie byłych kamieniołomów pod Rzymem (Fosse Ardeatine) rozstrzelanych zostało 335 obywateli włoskich, w tym 70 Żydów. Dwie osoby Priebke zastrzelił osobiście. Rozkazał również zastrzelić dodatkowo 5 osób, które omyłkowo przywieziono na miejsce kaźni.
Po wojnie Priebke wylądował w brytyjskim więzieniu na terenie Italii, w zeznaniach przyznał się do swego udziału w masakrze, ale w 1946 r. zbiegł i dzięki pomocy austriackiego biskupa Aloisa Hudala, który dostarczył mu fałszywych dokumentów, zbiegł do Argentyny, gdzie dopiero w 1994 r. wytropiła go amerykańska stacja telewizyjna ABC.
Ekstradowany do Włoch w 1996 r. w wytoczonym mu głośnym procesie został w pierwszej instancji, ku oburzeniu światowej opinii publicznej, uniewinniony jako wykonawca rozkazów. Po apelacji skazany został najpierw na 15 lat, a w najwyższej instancji na dożywocie. Ze względu na podeszły wiek odbywał wyrok w lekkim reżimie aresztu domowego. Zamieszkał w Rzymie, mógł robić zakupy, spacerować, a nawet stołować się i spotykać ze znajomymi i rodziną w pobliskich restauracjach. W 2007 r. otrzymał cofnięte potem pozwolenie na pracę w charakterze tłumacza w biurze swego adwokata. Priebke nigdy nie wyraził skruchy.
W publicznych antysemickich wypowiedziach negował Holokaust i wychwalał Hitlera.