Wczoraj w domu holenderskiego radcy ministra ambasady. pojawili się mężczyźni w kombinezonach ekipy elektryków., rzucili go na ziemię i pobili.
Zostawili po sobie pamiątkę - narysowane różową szminką serduszko z napisem LGBT (jak określa się środowiska mniejszości seksualnych - lesbijek, gejów, bi- i transseksualistów).
Sprawcy nie zostali zidentyfikowani. Sprawa może jednak wyglądać jak rewanż za sponiewieranie przez policję i zawiezienie na komisariat rosyjskiego dyplomaty w Hadze ponad tydzień temu.
Zwłaszcza, że dyplomata był dokładnie w tej samej randzie, co pobity Holender - radcy ministra, czyli drugiego po ambasadorze. Wtedy chodziło o Dmitrija Borodina, teraz o Onno Elderenboscha (jego nazwiska władze holenderskie nie podają, ale takie widnieje na stronie ambasady Królestwa Niderlandów w Moskwie).
Rząd Marka Ruttego, pisze Reuters, wezwał dziś rosyjskiego ambasadora w Hadze do złożenia wyjaśnień. Premier uznał sprawę za "bardzo poważną", ale na razie wstrzymuje się od szczegółowych wypowiedzi.