Właściwie nikt dokładnie nie wie, jak to się stało, że drobny przemytnik Saddam Dżamal stanął na czele walczących na wschodzie Syrii oddziałów Wolnej Armii Syryjskiej. Jego licząca blisko 1000 powstańców Brygada Allah Akbar uchodziła za najwaleczniejszą w regionie, a on cieszył się opinią charyzmatycznego i dzielnego dowódcy. I tak było aż do opublikowania w Internecie nagrania, na którym siedząc na tle czarnej flagi radykałów z powiązanego z Al-Kaidą Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIS) Dżamal informuje, że przechodzi na ich stronę.
Natychmiast pojawiły się komentarze, że to nie jest przypadek odosobniony, bo w poprzednich miesiącach tysiące powstańców dołączyły do grup uznawanych za fundamentalistyczne. Wielu przy tym powtarzało, że czyni to, bo nie wierzy już w pomoc Zachodu dla antyrządowej rebelii i nie chce walczyć w oddziałach, którym brakuje uzbrojenia, a nawet żywności.
Z wojskami reżimowymi walczy dziś nawet 60 tysięcy fundamentalistów
Przypadek Dżamala jest jednak inny, bo nigdy dotąd na stronę fundamentalistów nie przeszedł tak ważny dowódca i to pomimo że ISIS zadała mu ciosy nie mniej dotkliwe niż reżim, zabijając dwóch braci, kolejnego porywając oraz organizując serię zamachów, z których ledwo uszedł z życiem.
Dżamal zresztą nie ograniczył się tylko do przejścia na stronę radykałów czy oskarżania Zachodu o niewywiązanie się z obietnic pomocy. „Arabskie i zachodnie służby wywiadowcze decydują, w których bitwach ma brać udział Wolna Armia Syryjska i kiedy ma to robić" – mówił podczas 32-minutowego nagrania i barwnie opisywał narady w sztabie Wolnej Armii, „w których brali też udział oficerowie wywiadów z Jordanii, Arabii Saudyjskiej, Emiratów Arabskich i Kataru, ale przede wszystkim z państw zachodnich, głównie Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi".