Najcięższe walki toczyły się w poniedziałek o Słowiańsk, 120-tysięczne miasto położone w obwodzie donieckim.
– Rosja wypowiedziała nam prawdziwą wojnę, ale jesteśmy gotowi stawić jej czoło – oświadczył p.o. prezydenta Ołeksandr Turczynow.
Zdaniem przebywających na miejscu zachodnich dziennikarzy walki w Słowiańsku rzeczywiście w poniedziałek trwały, ale raczej na obrzeżach miasta niż w jego centrum. Okazało się także, że ukraińskim wojskom nie udało się odbić z rąk separatystów budynków administracji publicznej w sąsiednim Kramatorsku, jak utrzymywał Kijów. W Mariupolu doszło do żenującej sytuacji, gdy buntownikom udało się przekonać ukraińskich żołnierzy do spożycia jedzenia ze środkami nasennymi i odebrać im broń. Także w Odessie lokalna milicja okazała się zupełnie nieskuteczna: w nocy z niedzieli na poniedziałek pod naporem prorosyjskich manifestantów uwolniła 67 separatystów podejrzanych o udział w doprowadzeniu w piątek do tragicznego pożaru budynku związków zawodowych, w którym zginęło przeszło 40 osób.
– Zamiast skupiać się na zbieraniu łapówek na sąsiednim targu, milicja mogła zapobiec tej tragedii – mówił premier Arsenij Jaceniuk, który przyjechał do Odessy, aby zwolnić całe lokalne kierownictwo sił porządkowych.
Ołeksandr Turczynow przyznał, że „kręgosłupem" operacji terrorystycznej na wschodzie i południu Ukrainy nie są już ani milicja, ani nawet armia, tylko powołana zaledwie kilka tygodni wcześniej Gwardia Narodowa.