W ponad dwa lata po wycofaniu się sił amerykańskich z Iraku rząd Nuriego al-Malikiego utracił kontrolę nad północną częścią kraju. Dżihadyści z ugrupowania Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIL) zajęli właśnie Mosul, niemal 2-milionową metropolię i drugie co wielkości miasto Iraku. W ich rękach znajdują się już od miesięcy Faludża i Ramadi w sąsiedniej prowincji Anbar, znanej z tego, że to właśnie tam toczyły się najcięższe walki armii amerykańskiej z bojownikami sunnickimi. Ocenia się, że jedna trzecia strat armii USA w Iraku miała miejsce w tym regionie. Mosul i cała prowincja Niniwy były spokojniejsze.

Tylko kalifat

Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej. – Utrata północnej prowincji byłaby ogromnym ciosem dla integralności Iraku, a także dowodem, że związany z Al-Kaidą ISIL rośnie w siłę, czego już dłużej Bagdad nie może ignorować – tłumaczy „Rz" Barach Mikail z FRIDE, międzynarodowego think tanku z siedzibą w Brukseli i Madrycie. Tak było do tej pory, gdyż po niedawnych wyborach parlamentarnych Nuri al-Maliki zajmował się niemal wyłącznie konstruowaniem koalicji rządowej. Rząd ogłosił już powszechną mobilizację. Również wprowadzenie stanu wyjątkowego ma ułatwić walkę z dżihadystami.

Więcej w jutrzejszym wydaniu "Rzeczpospolitej"