Warto zauważyć, że pewna zachodnia pomoc wojskowa wciąż dociera do Syrii, nawet w ostatnich tygodniach, ale z drugiej strony, nawet Biały Dom jest bardzo powściągliwy w uzbrojeniu powstańców, obawiając się, że nowoczesna broń może wpaść w ręce dżihadystów.

Rebelianci, walczący z reżimem Asada, wielokrotnie zachęcali Zachód, aby ten dostarczył im broń ciężką, by przechylić szalę w wojnie z siłami Al-Asada, wspieranego przez Iran, Rosję i libański Hezbollah.

Barack Obama oraz Wielka Brytania w pewnym momencie obiecali wspólnie "zwiększyć" poparcie dla rebeliantów, sygnalizując zmianę polityki w tym aspekcie. Jednak w obliczu kolejnych porażek militarnych w całej prowincji Homs i Damaszku oraz rosnącej w siłę ISIS (Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie) także w Iraku, pomoc została ograniczona.

Dodatkowo pojawił się problem brytyjskich najemników. Okazało się bowiem, że islamiści z Wielkiej Brytanii stanowią największy zagraniczny kontyngent wśród najbardziej brutalnej grupy terrorystycznej w Syrii, czyli już wspomnianej ISIS. Wsławili się m.in. ścinaniem głów, krzyżowaniem, czy kamienowaniem wrogów.