Za wcześnie na ocenę, jakie były motywy działania osób podsłuchujących od wielu miesięcy polityków w Warszawie i czy mają w tym jakiś udział rosyjskie władze. Ale nie ulega wątpliwości, że ze skandalu nad Wisłą Kreml może się tylko cieszyć.
To w polskim MSZ zrodził się jesienią 2008 r. pomysł Partnerstwa Wschodniego. Przez pięć lat nie interesował ani Ameryki, ani Niemiec, Francji i innych głównych krajów Unii. Przetrwał, bo Polska sprytnie przekonała do jego współsponsorowania Szwecję, przez co w oczach Brukseli oferta dla krajów Europy Wschodniej nie była już kojarzona z rusofobią polskich przywódców tylko stała się „odpowiedzialną" propozycją sąsiedzkiej współpracy. Więcej: codziennego zarządzania projektem podjęła się Komisja Europejska i jej ociężały, ale jednocześnie niezwykle konsekwentny aparat biurokratyczny. I gdy rewolucyjne nastroje wybuchły w Kijowie, przywódcy Majdanu mieli gotowy alternatywny program rozwoju oparty na ścisłej integracji z Zachodem. A Waszyngton wraz z Paryżem, Berlinem i Londynem niespodziewanie i właściwie wbrew swojej woli, wszedł w wielką geostrategiczną rozgrywkę z Putinem.
Sikorski z pewnością nie przewidział dokładnie takiej sekwencji. Na wielu etapach ukraińskiego kryzysu dał się wręcz zaskoczyć. Nie spodziewał się nagłej odmowy podpisania przez Wiktora Janukowycza układu stowarzyszeniowego z Unią w listopadzie zeszłego roku ani jego ucieczki z Kijowa trzy miesiące później. Nie oczekiwał, że Putin zdecyduje się na zajęcie Krymu i podtrzymanie rebelii na wschodzie kraju. Naiwnie sądził, że Zachód da o wiele mocniejszą odpowiedź na agresywną politykę Kremla.
Ale mimo tych pomyłek to właśnie polski pomysł Partnerstwa okazał się pierwszą poważną próbą rozbicia budowanego od 14 lat przez Putina, postradzieckiego imperium.
W brutalnych walkach w Doniecku wykuwa się dziś świadomość narodowa Ukraińców, szczególnie tych ze wschodniej części kraju. Społeczeństwo jest świadome, że dotychczasowy oligarchiczny system prowadzi donikąd i zdeterminowane do przeprowadzenia proponowanych przez Brukselę reform. Nie da się wykluczyć, że w ciągu 10 czy nawet 20 lat za Bugiem powstanie nowoczesne i w pełni demokratyczne państwo. I tym samym zmieni się całkowicie geopolityka naszego regionu.