Nie wiadomo jeszcze wszystkiego, ale poszlaki są jednoznaczne. Amerykański wywiad skorzystał z usług jednego z pracowników niemieckiego wywiadu zagranicznego BND. miał pracować dla Amerykanów przez ostatnie dwa lata.
Ostatnio zajmował się sprawą niezwykle dla Niemiec istotną, a mianowicie wszystkim, co dzieje się w Niemczech wokół Edwarda Snowdena oraz co dotyczy pomysłów przesłuchania byłego szpiega NSA w Moskwie, a może nawet w Berlinie.
W Bundestagu działa specjalna komisja ds. wyjaśniania podsłuchów komórki pani kanclerz przez amerykański wywiad elektroniczny NSA. Prokuratura federalna wszczęła też w tej sprawie oficjalnie śledztwo. W żadnym innym kraju, którego przywódców podsłuchiwała NSA, władze nie zdecydowały się na tego rodzaju działania. To zaniepokoiło Waszyngton. Pracujący dla Amerykanów pracownik BND miał przekazać w sumie swym mocodawcom 218 dokumentów. Zaledwie rok po ujawnieniu podsłuchów telefonu kanclerz Angeli Merkel nowa afera wywołała w Niemczech ogromne oburzenie.
– Sprawa ta stanowi ryzyko dla stosunków niemiecko-amerykańskich – ostrzegł prezydent Joachim Gauck w wywiadzie dla drugiego programu niemieckiej telewizji. Kanclerz Angela Merkel będącą w podróży po Chinach milczy, lecz z jej najbliższego otoczenia przedostają się do mediów ostre słowa o niezrozumiałym poniżeniu Niemiec przez jednego z najbliższych sojuszników.
– Gdyby amerykańskie służby miały się dać przyłapać po raz drugi w okresie kilku miesięcy na szpiegowaniu jednego z najważniejszych sojuszników, byłby to śmiertelny grzech polityczny – ocenia „Die Welt". W podobnym duchu wypowiadają się inne niemieckie media, chociaż nie brak oskarżeń pod adresem wywiadu zagranicznego BND, który przez długi czas nie był w stanie wykryć „kreta" w swych szeregach.