Korespondencja ?z Brukseli
– Na nas głosowało 11 milionów, na CDU 10 milionów – taki argument można było usłyszeć w Rzymie w czasie nieoficjalnego spotkania włoskiego rządu z dziennikarzami europejskich mediów. Włochy oficjalnie zainaugurowały swoje półroczne rządy w Unii i bez strachu mówią o konieczności zmiany dominującego dziś niemieckiego modelu oszczędzania.
Matteo Renzi, zaledwie 39-letni premier tego kraju, czuje się wystarczająco mocny, żeby rzucić wyzwanie Angeli Merkel. W ostatnich europejskich wyborach w maju na jego Partię Demokratyczną głosowało ponad 40 proc. ludzi, co w liczbach bezwzględnych daje 11 milionów – najwięcej w UE.
Zreformować Unię
To najlepszy wynik we Włoszech od 1958 roku i młody przywódca uważa, że ma mandat na wielką reformę Włoch, której szczegóły ogłosi w październiku. Sądzi też, że dostał mandat na reformę Unii Europejskiej. – Mamy pakt stabilności i wzrostu. Obowiązują nas obie jego części. Bez stabilności nie ma wzrostu, ale bez wzrostu nie ma stabilności – zauważył Renzi. Rzym postuluje zmiany w unijnych regułach fiskalnych, choć na razie nie chce mówić o szczegółach, żeby dodatkowo nie antagonizować Berlina. – Między nami i niemieckimi politykami nie ma znaczących różnic – podkreślał premier. I wyraźnie zaznaczył, że nie chce budować koalicji Południa przeciw Niemcom. Nie omieszkał jednak skrytykować Jensa Weidmanna, szefa Bundesbanku, który ostro zaatakował włoski rząd za głoszone postulaty większej elastyczności w polityce fiskalnej. – Bundesbank nie odgrywa żadnej roli we włoskiej polityce. Ja się nie wypowiadam na temat niemieckich kas oszczędnościowych czy banków krajowych. Nie pozwólmy bankierom decydować o polityce – stwierdził Renzi.
Włosi podkreślają, że nie chodzi im o zmianę traktatu unijnego, w którym zapisane są limity 3 proc. produktu krajowego brutto dla deficytu budżetowego oraz 60 proc. PKB dla długu publicznego. Ale potrzebna jest elastyczność w ich interpretacji. To jedno słowo – „elastyczność" – znalazło się dziś w centrum europejskiej debaty. Renzi mówił o tym również w swoim przemówieniu w Parlamencie Europejskim kilka dni temu. Włoski premier nie chce sankcji dla swojego kraju za nie dość szybkie obniżanie długu, który we Włoszech w tym roku sięgnie 135 proc. PKB. Uważa, że realizując reformy strukturalne, których koszty ponosi się od razu, a na skutki trzeba będzie czekać kilka lat, ma prawo domagać się od Komisji Europejskiej cierpliwości. Ale Niemcom się to nie podoba.