Unia Europejska: Ambitne Włochy kontra Niemcy

Angeli Merkel rośnie konkurent. Matteo Renzi uważa się za zwycięzcę wyborów do Parlamentu Europejskiego.

Publikacja: 07.07.2014 02:27

Korespondencja ?z Brukseli

– Na nas głosowało 11 milionów, na CDU 10 milionów – taki argument można było usłyszeć w Rzymie w czasie nieoficjalnego spotkania włoskiego rządu z dziennikarzami europejskich mediów. Włochy oficjalnie zainaugurowały swoje półroczne rządy w Unii i bez strachu mówią o konieczności zmiany dominującego dziś niemieckiego modelu oszczędzania.

Matteo Renzi, zaledwie 39-letni premier tego kraju, czuje się wystarczająco mocny, żeby rzucić wyzwanie Angeli Merkel. W ostatnich europejskich wyborach w maju na jego Partię Demokratyczną głosowało ponad 40 proc. ludzi, co w liczbach bezwzględnych daje 11 milionów – najwięcej w UE.

Zreformować Unię

To najlepszy wynik we Włoszech od 1958 roku i młody przywódca uważa, że ma mandat na wielką reformę Włoch, której szczegóły ogłosi w październiku. Sądzi też, że dostał mandat na reformę Unii Europejskiej. – Mamy pakt stabilności i wzrostu. Obowiązują nas obie jego części. Bez stabilności nie ma wzrostu, ale bez wzrostu nie ma stabilności – zauważył Renzi. Rzym postuluje zmiany w unijnych regułach fiskalnych, choć na razie nie chce mówić o szczegółach, żeby dodatkowo nie antagonizować Berlina. – Między nami i niemieckimi politykami nie ma znaczących różnic – podkreślał premier. I wyraźnie zaznaczył, że nie chce budować koalicji Południa przeciw Niemcom. Nie omieszkał jednak skrytykować Jensa Weidmanna, szefa Bundesbanku, który ostro zaatakował włoski rząd za głoszone postulaty większej elastyczności w polityce fiskalnej. – Bundesbank nie odgrywa żadnej roli we włoskiej polityce. Ja się nie wypowiadam na temat niemieckich kas oszczędnościowych czy banków krajowych. Nie pozwólmy bankierom decydować o polityce – stwierdził Renzi.

Włosi podkreślają, że nie chodzi im o zmianę traktatu unijnego, w którym zapisane są limity 3 proc. produktu krajowego brutto dla deficytu budżetowego oraz 60 proc. PKB dla długu publicznego. Ale potrzebna jest elastyczność w ich interpretacji. To jedno słowo – „elastyczność" – znalazło się dziś w centrum europejskiej debaty. Renzi mówił o tym również w swoim przemówieniu w Parlamencie Europejskim kilka dni temu. Włoski premier nie chce sankcji dla swojego kraju za nie dość szybkie obniżanie długu, który we Włoszech w tym roku sięgnie 135 proc. PKB. Uważa, że realizując reformy strukturalne, których koszty ponosi się od razu, a na skutki trzeba będzie czekać kilka lat, ma prawo domagać się od Komisji Europejskiej cierpliwości. Ale Niemcom się to nie podoba.

W czasie debaty w PE Manfred Weber, szef europejskiej delegacji CDU/CSU i lider centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, uznał, że byłoby to niesprawiedliwe. Bo przecież Portugalia, Hiszpania, Irlandia czy Grecja żadnych ulg nie dostały. Bruksela zmusiła je do bolesnych reform i oszczędności. Włosi na to przypominają, że przecież to sami Niemcy w 2003 roku złamali pakt stabilności i wzrostu po to, żeby przeprowadzić agendę gospodarczą rządzącej wtedy ekipy Gerharda Schroedera, czego pozytywne skutki dziś wyraźnie widać.

Fotele dla zwycięzców

Znaczące zwycięstwo Partii Demokratycznej zwiększyło też apetyty rządzących na wysokie stanowiska w UE. Po nominacji Jeana-Claude'a Junckera na przewodniczącego Komisji Europejskiej do obsadzenia pozostają trzy stanowiska: przewodniczącego Rady Europejskiej, wysokiego przedstawiciela UE ds. polityki zagranicznej oraz stałego szefa Eurogrupy. Pierwsze z wymienionych stanowisk Renziego nie interesuje. Bo on sam z włoską polityką nie chce się na razie rozstawać. A inny kandydat – poprzedni premier Enrico Letta – byłby dla obecnego szefa rządu zbyt dużym zagrożeniem. Renzi miał powiedzieć w rozmowach z Francois Hollande'em, że nie po to pozbywał się Letty z włoskiej polityki, żeby go wzmacniać na arenie europejskiej. Szefa Eurogrupy z kolei miała być już wcześniej obiecana hiszpańskiemu ministrowi finansów.

W tej sytuacji Renzi promuje Federikę Mogherini, szefową włoskiej dyplomacji, na stanowisko zajmowane obecnie przez Catherine Ashton. Sama Mogherini nie chce tego komentować, ale zapowiada wyjątkową aktywność w najbliższych miesiącach.

Jako minister spraw zagranicznych kraju sprawującego prezydencję teoretycznie nie ma kompetencji, bo w imieniu UE polityką zagraniczną zajmuje się wysoki przedstawiciel. Niemniej jednak Mogherini już w tym tygodniu jedzie do Kijowa, co ma być demonstracją poparcia dla Ukrainy i dowodem na to, że Włochy są zainteresowane Partnerstwem Wschodnim, a nie tylko śródziemnomorskim wymiarem unijnej polityki zagranicznej. Mogherini dla swojej nominacji potrzebuje bowiem poparcia krajów naszego regionu. A dla Polski czy krajów bałtyckich Włoszka na takim stanowisku może stanowić ryzyko. Bo Włochy w ostatnich miesiącach były jednymi z głównych hamulcowych sankcji wobec Rosji. – Będziemy pomagać w szybkim i skutecznym wprowadzaniu w życie umów stowarzyszeniowych UE z Ukrainą, Gruzją i Mołdawią – zapewniała Mogherini.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1169
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1168
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1167
Świat
Ilu rosyjskich żołnierzy zginęło w 2024 roku? Rekordowe dane
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1166
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku