Na kilka godzin przez rozpoczęciem szczytu przywódców UE ukraiński prezydent zadzwonił do przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya z apelem o ukaranie Rosji za coraz ostrzejszą agresję za zachodnią granicą.
– Unia musi podjąć stanowcze działanie, aby wesprzeć Ukrainę – przekonywał Poroszenko.
Zaraz potem powiedział to samo w innej rozmowie telefonicznej, tym razem z udziałem prezydenta Baracka Obamy i kanclerz Angeli Merkel. Konkretną odpowiedź uzyskał jednak tylko od pierwszego z tych rozmówców. Być może już w nocy ze środy na czwartek Waszyngton wprowadzi poważne sankcje na wybrane sektory rosyjskiej gospodarki, jak przemysł zbrojeniowy i finanse. Po wielu miesiącach koordynowania polityki wobec Rosji z Unią Stany Zjednoczone zmieniły strategię i zdecydowały się na jednostronne działania. Po części to efekt coraz ostrzejszej krytyki pod adresem Obamy, który w polityce zagranicznej wielokrotnie wyznaczał czerwone linie, ale rzadko kiedy podejmował wynikające stąd działania.
– Nieraz jestem zażenowany, słysząc ciągłe groźby sankcji, które później nigdy nie są wprowadzane w życie – przyznał senator Bob Corker, najważniejszy republikanin, jeśli chodzi o sprawy zagraniczne w izbie wyższej amerykańskiego parlamentu.
Podczas ostatniego czerwcowego szczytu przywódcy Unii także zapowiedzieli nałożenie poważnych sektorowych sankcji, jeśli w krótkim czasie Kreml nie podejmie rozmów z Poroszenką o zawieszeniu broni, a separatyści nie zrezygnują z działań zbrojnych i nie uwolnią zakładników. Żaden z tych warunków nie został jednak do tej pory spełniony.