Korespondencja ?z Brukseli
Unijny szczyt nie przyniósł decyzji w sprawie obsady najwyższych stanowisk. Ale pokazał, że szanse polskiego premiera na objęcie jednego z nich są duże. – Gdyby tylko chciał, dostałby stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej – powiedział nam dyplomata jednego z krajów UE.
Do przyjęcia dla wszystkich
Sam Tusk zresztą nie czynił tajemnicy ze składanych mu w środę propozycji. – Moja osoba jest wymieniana wśród kandydatów – powiedział. Podkreślił, że osobiście nie jest tym zainteresowany, ale nie będzie teraz ujawniał strategii negocjacyjnej. I nie może powiedzieć, jaką konkretnie podejmie decyzję, gdyby taka propozycja oficjalnie padła.
A jego otoczenie z dumą przekonywało, że właściwie „wszyscy" proponowali Tuska. To duma z popularności polskiego premiera, ale też kampania na rzecz zatarcia wrażenia, że autorką tej koncepcji była Angela Merkel, o czym pisaliśmy w „Rz".
Dziś zresztą nie ma to większego znaczenia, bo polski premier pasuje wielu innym przywódcom. Od lat jest w dobrych relacjach z Merkel i z francuskim prezydentem Francois Hollande'em, pasuje północy Europy ze względu na szacunek dla dyscypliny budżetowej i chęć wzmacniania rynku wewnętrznego. W naturalny sposób ma poparcie naszego regionu. Okazuje się, że chce go nawet Hiszpania, która nie życzy sobie przedstawiciela krajów bałtyckich na czele UE ze względu na ich życzliwe komentarze z przeszłości dotyczące ewentualnego referendum na rzecz niezależności Katalonii.