Gdy szefowie państw i rządów w sobotę po południu wchodzili na salę obrad Rady Europejskiej w Brukseli, wszystko już było jasne: Donald Tusk będzie nowym szefem tego gremium.
Wcześniej przez tydzień obecny przewodniczący Rady Herman Van Rompuy prowadził konsultacje z 28 stolicami, żeby znaleźć kandydata, któremu nikt się nie sprzeciwi. Bo choć unijne traktaty dopuszczają procedurę głosowania większościowego, to w Brukseli wyraźnie chciano uniknąć podziałów.
Dwójka na finiszu
Dwa dni przed szczytem kandydatów było tylko dwoje: Donald Tusk i Helle Thorning-Schmidt, premier Danii. Ostatecznie okazało się, że łatwiej zniwelować opór przeciw polskiemu premierowi; zwyciężyło też przekonanie podzielane przez samego Van Rompuya, że jedno z wysokich stanowisk należy się przedstawicielowi Europy Środkowo-Wschodniej.
– Donald Tusk to europejski mąż stanu – mówił Van Rompuy, przedstawiając następcę. Przypomniał dziennikarzom opozycyjną przeszłość Tuska, podwójne zwycięstwo wyborcze, wreszcie przeprowadzenie Polski przez kryzys oraz jego doświadczenie w podejmowaniu ważnych decyzji unijnych.
Tusk obejmie nową funkcję 1 grudnia 2014 r. na 2,5-roczną kadencję. Może być ona odnowiona raz – tak stało się w przypadku Van Rompuya. Podobnie jak Belg będzie przewodniczył szczytom UE oraz odrębnym szczytom strefy euro, jeśli zajdzie potrzeba ich zwoływania.