Czym wytłumaczyć tak szybki rozwój islamskiego radykalizmu we Francji?
Dalil Boubakeur: Nakłada się tu kilka zjawisk. Zamachy terrorystyczne były przeprowadzane w ostatnim czasie we Francji przez osoby o niezrównoważonej psychice. To są często bardzo młodzi muzułmanie lub konwertyci, którzy ulegają pewnej modzie i gdy raz dadzą znać o swojej słabości w internecie, natychmiast są bombardowani przez wszystkie możliwe portale integrystyczne. Nie dają im chwili spokoju, ciągle przypominają o modlitwie, każą myśleć wyłącznie o religii, tak że ludzie ci są w końcu doprowadzani do szaleństwa i przystępują do działania, czy to wyjeżdżając do Syrii, czy to przeprowadzając zamachy na miejscu. Ale temu sprzyja też obecny kryzys we Francji.
W jaki sposób?
Przez 130 lat, między 1830 i 1962 r., Algieria należała do Francji, a jej mieszkańcom wmawiano, że są Francuzami. Po ogłoszeniu niepodległości miliony Algierczyków sprowadzono do pracy we francuskich fabrykach. Tyle że po przyjeździe okazało się, że oni nie są traktowani jak inni Francuzi. Ulokowano ich w wielkich blokowiskach na przedmieściach miast, gdzie szkoły były tak słabe, że nie dawały szansy na awans społeczny. I gdy wybuchł kryzys, to muzułmanie pierwsi znaleźli się na bezrobociu. Młodzież trafiła na ulice, stała się brutalna, agresywna, przerodziła się w chuliganów. Ci, którzy trafili do więzień, jeszcze bardziej się zradykalizowali. Do tego doszedł kontekst religijny. Emigranci, którzy przyjeżdżali z Algierii, nie przywiązywali aż tak dużej wagi do islamu. Ale wobec dyskryminacji we Francji to się zmieniło, nastąpił powrót do religii, która daje imigrantom poczucie wartości, tożsamości, daje siłę. W niektórych przypadkach to było niebezpieczne zjawisko.
Francuskie władze tego nie dostrzegły?