Wiele wskazuje na to, że ten rok okaże się katastrofalny dla niemieckich Kościołów chrześcijańskich pod względem liczby wystąpień, które zwalniają od podatku. Już z niepełnych danych za pierwsze półrocze wynika, że z przynależnością do Kościoła ewangelickiego pożegna się w tym roku o 30–40 proc. osób więcej niż w roku ubiegłym. Podobnie jest w wypadku Kościoła katolickiego. Ocenia się, że z obu Kościołów wystąpi w tym roku co najmniej 350 tys. wiernych.
Czytaj także: Czy niemieccy katolicy wierzą jeszcze w Boga?
Czytaj także: Kościół z defektem
Dla Kościoła katolickiego będzie to kolejny bardzo zły rok w ostatnim okresie. Niemal 180 tys. katolików opuściło swój Kościół cztery lata temu na fali wielkiego skandalu pedofilskiego z udziałem ludzi Kościoła. Potem liczba wystąpień znacznie spadła, aby w roku 2013 znów się zbliżyć do rekordowej granicy 180 tys. Był to efekt skandalu z udziałem biskupa Limburga, który wydał dziesiątki milionów euro na budowę rezydencji, w tym 3 mln euro na swoje prywatne mieszkanie.
Jedynie na pierwszy rzut oka przyczyna tegorocznych decyzji porzucenia Kościoła jest znacznie bardziej prozaiczna niż w przeszłości. Od 1 stycznia obowiązują nowe przepisy dotyczące naliczania podatku kościelnego. Zgodnie z nimi banki zostały zmuszone do automatycznego odprowadzania podatku także od dochodów kapitałowych swych klientów, bo w Niemczech państwowe władze podatkowe są odpowiedzialne za pobór podatku dla Kościołów. Czynią to bezpłatnie. W zależności od landu podatek wynosi 8–9 proc. wartości podatku dochodowego. Płacą go wyłącznie ci, którzy są członkami tych Kościołów. Można z nich jednak bez problemu wystąpić i zaoszczędzić średnio 560 euro, które przeznacza wierny na utrzymanie swego Kościoła. To właśnie dzieje się obecnie w oczekiwaniu na wejście w życie nowych przepisów.