Bez nadziei dla Palestyny - bardzo złe stosunki izraelsko-paletyńskie

Dawno stosunki Izraela z Autonomią Palestyńską nie były tak złe. I jeszcze się pogorszą.

Publikacja: 02.01.2015 00:33

Jerozolima. Palestyńczycy przed meczetem Al-Aksa

Jerozolima. Palestyńczycy przed meczetem Al-Aksa

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Haszczyński

Ulica Hilel w zachodniej Jerozolimie, w okolicy są hotele, deptaki pełne kawiarenek i sklepów. To serce żydowskiej części miasta. Kilkaset metrów stąd, tuż przed murem Starego Miasta, do 1967 r. była granica, wówczas izraelsko-jordańska. Palestyńczycy chcieliby ją przywrócić i za nią swoje państwo. Zakładał to tekst rezolucji, którą przed zakończeniem ubiegłego roku odrzuciła Rada Bezpieczeństwa ONZ.

– Dla większości Izraelczyków jest to nie do przyjęcia. Dla nich Izrael kończy się na rzece Jordan, obejmuje Zachodni Brzeg, na którym Palestyńczycy chcieliby utworzyć państwo. Zresztą premier Beniamin Netanjahu nigdy poważnie nie traktował jego powstania. On jest zwolennikiem obejmującej te tereny drugiej republiki izraelskiej, nacjonalistycznej – powiedział mi Uri Huppert, adwokat, którego kancelaria mieści się przy ulicy Hilel. Doskonale pamięta miasto przedzielone granicą. Tam, gdzie przebiegała, jest nowoczesne izraelskie centrum handlowe Mamilla.

Głosowanie w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przebiegło gorzej, niż Palestyńczycy mogli się spodziewać. Poparła je co prawda większość (8 z 15) państw, ale to o jeden głos za mało, by rezolucja przeszła nawet wtedy, gdy nikt jej nie zawetuje. Przeciw opowiedziały się nie tylko posiadające prawo weta USA, ale i Australia.

Nigeryjscy pielgrzymi

Szczególnie przykre było dla Palestyńczyków to, że wstrzymała się od głosu Nigeria – państwa afrykańskie zazwyczaj ich wspierają, zwłaszcza takie, w których mieszkają muzułmanie. W Nigerii jest też wielu chrześcijan. To oni są ostatnio najliczniejszymi pielgrzymami w Jerozolimie. Na Starym Mieście widywałem dziesiątki nigeryjskich wycieczek, które trzymają przy życiu tamtejszych kupców, boleśnie odczuwających osłabienie ruchu turystycznego.

Rezolucja przewidywała, że w ciągu roku ma być osiągnięte pokojowe rozwiązanie konfliktu, co pozwoliłoby na utworzenie państwa palestyńskiego z Jerozolimą Wschodnią jako stolicą. Wojska izraelskie musiałyby się wycofać z tych terenów do końca 2017 r., a rok później Palestyna mogłaby zostać pełnoprawnym członkiem ONZ (od dwóch lat ma tam status nieczłonkowskiego państwa obserwatora, tak jak Watykan).

– Jesteśmy bardzo rozczarowani. Izrael i jego sojusznicy są przeciwko negocjacjom bliskowschodnim i przygotowywanemu od dawna rozwiązaniu polegającemu na istnieniu dwóch państw, izraelskiego i palestyńskiego – mówił mi kilka godzin po głosowaniu Mustafa Barguti, analityk i poseł do parlamentu w Ramallah.

Dodał, że projekt rezolucji i tak był umiarkowany, ale Izraelczycy nie są skłonni do rozmów nawet z umiarkowanymi Palestyńczykami. Ci radykalni z Hamasu, którzy nie mają zamiaru uznać państwa izraelskiego (a Izraelczycy uznają ich za terrorystów), kontrolują drugą poza Zachodnim Brzegiem Jordanu część planowanego państwa palestyńskiego Strefę Gazy.

Zapowiedział też kolejne dyplomatyczne działania Autonomii Palestyńskiej – zgłoszenie wniosków o przyjęcie do międzynarodowych instytucji. Chwilę później stało się to faktem. Prezydent Mahmud Abbas podpisał dokument z prośbą o włączenie do Międzynarodowego Trybunału Karnego, co pozwoli Palestyńczykom oskarżyć Izrael o zbrodnie wojenne (dotyczące na przykład wojny w Gazie w lecie 2014 r.).

Zapewne doprowadzi to do eskalacji, Izrael i USA groziły wcześniej sankcjami. Członkostwo w Trybunale stanie się też problemem wewnątrzpalestyńskim. Skargi za zbrodnie wojenne w Strefie Gazy mogą objąć i Hamas, co jeszcze nasili konflikt między tą organizacją a Abbasem i jego partią Fatah, bardziej umiarkowaną i świecką.

Emiraty Palestyńskie

Co ciekawe nie tylko Palestyńczycy są niezadowoleni z głosowania w RB ONZ. – Oczywiście mogło być gorzej. Ale zaniepokoił nas sam wniosek, obawiamy się, że może powrócić, a od 1 stycznia skład Rady niekorzystnie się dla nas zmienia. Niedobrze też, że kraje takie jak Francja, nie rozumieją, że cała Palestyna, za której powstaniem głosowały, przekształci się w Hamastan, krainę radykałów i terrorystów – powiedział mi znany izraelski politolog Mordechaj Kedar.

Niekorzystne zmiany, o których wspomniał, to zastąpienie w RB ONZ Korei Południowej (która wstrzymała się od głosu) przez muzułmańską Malezję oraz Australii (głosowała przeciw) przez nie tak proizraelską Nową Zelandię.

Kedar uważa, że nie wierzy w demokrację arabską i uważa, że państwo palestyńskie byłoby Hamastanem. – Nie liczy się głos większości, radykalna posługująca się przemocą mniejszość może przejąć władzę.

Jego zdaniem jedynym rozwiązaniem jest utworzenie Emiratów Palestyńskich, ośmiu krajów niewiele większych od zamieszkanych przez Arabów miast w Zachodnim Brzegu, w których władza byłaby oparta na klanach i plemionach.

Wniosek złożyło jedyne państwo arabskie, które jest w tej chwili członkiem w RB ONZ – Jordania, przy okazji jedno z dwóch (poza Egiptem) państw arabskich, z którymi Izrael utrzymuje stosunki dyplomatyczne. – Nie rozumiem tego zachowania. Bezpieczeństwo Jordanii w znacznym stopniu zależy od Izraela. Jordańskie samoloty latają nad Izraelem, bo nie mogą nad Syrią i Irakiem. Izrael może doprowadzić do izolacji Jordanii – podkreślił Kedar.

Dodał, że Jordania okupowała do 1967 roku tereny, na których teraz chce utworzyć Palestynę. Wtedy mogła to uczynić, ale nie brała pod uwagę istnienia narodu palestyńskiego.

Czy powrót do granicy z 1967 jest w ogóle możliwy, niezależnie od tego, kto wcześniej panował po jej drugiej stronie? Przecież na Zachodnim Brzegu mieszka kilkaset tysięcy Izraelczyków.

Mustafa Barguti nie widzi problemu: – Przecież Algierię, gdy wywalczyła niepodległość, opuściło milion Francuzów.

Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1175