Korespondencja z Rzymu
Był 20 grudnia 2011 r. Nowy rząd Maria Montiego w obliczu szalejącego kryzysu finansowego i paskarskich cen skupu włoskich papierów dłużnych emitowanych, by obsłużyć horrendalny dług publiczny, rozpoczął gorączkowe poszukiwanie pieniędzy. Przede wszystkim w kieszeniach obywateli.
Pani minister pracy i polityki społecznej Elsa Fornero ze łzami w oczach ogłosiła na konferencji prasowej o stopniowym podwyższaniu wieku emerytalnego do 67 lat. Przedtem panie mogły iść na emeryturę w wieku 61 lat, a panowie – 65. Co więcej, zamrożono indeksację wyższych emerytur (od 1700 euro brutto w górę).
Od tej pory karykaturzyści przedstawiają panią Fornero upozowaną na wampira wysysającego krew narodu. Związki zawodowe się burzyły. Przez Italię przetoczyła się fala demonstracji. Padła propozycja, by ustawę emerytalną Fornero znieść w przewidywanym przez konstytucję referendum abrogacyjnym. Jednak Trybunał Konstytucyjny orzekł, że emerytury, podobnie jak wysokość podatków czy założenia polityki zagranicznej, konsultacji referendalnej nie podlegają.
Wydawało się, że nie można już niczego zmienić. Tymczasem w ubiegłym tygodniu TK orzekł, że ustawa pani Fornero w części dotyczącej zamrożenia indeksacji emerytur jest niezgodna z ustawą zasadniczą.
Oznacza to, że państwo włoskie będzie musiało zwrócić emerytom 16 mld euro zagrabionych świadczeń. W związku z tym nad księgami rachunkowymi Italii pochyliła się Komisja Europejska.
Premier Matteo Renzi zgodził się oddać 4 mld, co naturalnie nie podoba się emerytom klasy średniej.
Co więcej, w poniedziałek wieczorem, na 13 dni przed wyborami lokalnymi, szef włoskiego rządu zasugerował, że w niektórych przypadkach można obniżyć podwyższony przez rząd Montiego i minister Fornero wiek emerytalny: „Babci, która w wieku 61–62 lat chce się zająć wnukami, trzeba to umożliwić. Za cenę 20–30 euro mniejszej emerytury miesięcznie". A wszystko nazwał „operacja Babcia".