Nurek z zespołu Ocean Stefana Hogeborn poinformował, że łódź jest nienaruszona a na jej kadłubie nie widać żadnych uszkodzeń. Ponieważ wszystkie luki okrętu są zamknięte poszukiwacze obawiają się, że „z załogi nikt nie uratował się". Obiekt ma około 20,5 metra długości i 3,5 metra szerokości.
O znalezisku natychmiast poinformowano szwedzką flotę wojenną. W październiku ubiegłego roku jej okręty bezskutecznie dwukrotnie poszukiwały tajemniczego podwodnego intruza, który wtargnął do fiordu w pobliżu Sztokholmu i kręcił się pryz wejściu do stołecznego portu.
Obecnie wojskowi zachowują znaczny sceptycyzm wobec znaleziska. „To nie my twierdzimy, że to łódź podwodna" – powiedział rzecznik armii Anders Kalin agencji AFP.
Jednak sami poszukiwacze poinformowali, że łódź leży na dnie już ... kilkadziesiąt lat. „Nie wiem, jak długo, być może 20-30 lat a może i 70" – powiedział Denis Osberg z Ocean. Jej przynależność do Rosji nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości – na kadłubie wyraźnie widoczny jest cześć rosyjskiego napisu.
Płetwonurkowie zasugerowali, że może to być rosyjski okręt typu „Sum", który zaginął w pobliżu Szwecji jeszcze w 1916 roku. Podczas bojowego patrolu w czasie pierwszej wojny światowej łódź zderzyła się z parowcem i od tej pory ślad po niej zaginął, jak i po całej 18-osobowej załodze. Wymiary „Suma" i znalezionego okrętu są podobne („Sum" miał 19,3 metra szerokości), jednakże łódź z czasów pierwszej wojny miała zupełnie inny kształt.