Portal Netzpolitik.org ukazuje się w sieci od ponad dziesięciu lat i zdobył już uznanie grona czytelników. Z początkiem tego roku ostrzegał, że Urząd Ochrony Konstytucji, czyli kontrwywiad, przygotowuje się do wielkiego programu inwigilacji internetu, w tym mediów społecznościowych. Opisując te plany, dwaj autorzy portalu cytowali obszerne fragmenty tajnych dokumentów kontrwywiadu. Ten bez zwłoki zawiadomił Prokuraturę Generalną, domagając się zbadania sprawy pod kątem prawnym.

W końcu publiczne ujawnienie tajnych dokumentów jest przestępstwem zagrożonym karą nawet dożywotniego więzienia. Tak jak przekazanie ich obcemu wywiadowi. Przy tym kontrwywiad nie był w stanie sam wykryć źródła przecieku u siebie.

Wkrótce obaj dziennikarze Netzpolitik.org otrzymują zawiadomienie z prokuratury o wszczęciu przeciwko nim śledztwa. Sprawa staje się głośna. Niemieckie media stają jednoznacznie po stronie dziennikarzy, przypominając o zagwarantowanej w konstytucji wolności prasy. Sprawa nie jest prosta. Prokuratura generalna opiera się na ekspertyzie wykonanej na zamówienie przez „niezależnego fachowca", w której jest jednoznacznie mowa o ujawnieniu przez dziennikarzy tajemnicy państwowej. Śledztwo jest więc jak najbardziej na miejscu.

Jedną z czynności miało być przeszukanie mieszkań dziennikarzy i pomieszczeń redakcji. Przygotowania zastopował Heiko Maas, minister sprawiedliwości, dymisjonując właśnie prokuratora generalnego Haralda Rangera. Ten w specjalnym oświadczeniu zarzucił ministrowi, że kierując się motywami politycznymi, wpływa na kształt śledztwa. Motywy te zawarte zostały w piśmie ministra do prokuratora, w którym stwierdzono, że „ze względu na naczelną wartość wolności prasy oraz wyrażania opinii" śledztwo powinno zostać umorzone.

– Dymisja prokuratora generalnego nas nie satysfakcjonuje. Współodpowiedzialnym jest szef kontrwywiadu, któremu nic nie grozi i od którego wyszła inicjatywa śledztwa – mówi „Rz" Andre Meister, jeden z dziennikarzy Netzpolitik.org. Podejrzewa, że nadal jest śledzony, a samo śledztwo nie zostało umorzone. Ma jednak poczucie zwycięstwa w starciu ze służbami.

Niemieckie media wygrywają nie po raz pierwszy. Najbardziej znany jest przypadek dziennikarzy tygodnika „Der Spiegel" z lat 60. aresztowanych za posługiwanie się tajnymi dokumentami Bundeswehry. Zostali uniewinnieni w procesie sądowym. Kilka lat temu Trybunał Konstytucyjny uznał za bezprawną rewizję w pomieszczeniach tygodnika „Cicero", której celem było odszukanie tajnych dokumentów rządowych, z których mieli korzystać dziennikarze. Przy okazji przypomniano, że w ostatnich 20 latach dokonano 178 rewizji i konfiskat w redakcjach niemieckich pism. Powód był zawsze ten sam. Chodziło o znalezienie dowodów obciążających informatorów dziennikarzy, aby oskarżyć ich o naruszenie tajemnicy państwowej.