Korespondencja z Nowego Jorku
Z wcześniejszymi nominacjami tzw. transition team Donald Trump nie miał większych problemów; nad obsadzeniem kluczowego stanowiska sekretarza stanu zastanawia się jednak już od kilku dni. Mówi się o dwóch mocnych kandydatach. Jeden to Mitt Romney, szanowany przedstawiciel establishmentu Partii Republikańskiej, kandydat na prezydenta z 2012 r., ale zarazem jeden z najgłośniejszych krytyków Trumpa. Drugi to lojalny zwolennik prezydenta elekta, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani.
Tuż po wyborach Giuliani, który pod koniec kampanii nie odstępował Trumpa na krok, wiernie broniąc go przed różnymi oskarżeniami, przekonany był, że ma stanowisko sekretarza stanu w kieszeni. Dał do zrozumienia zarówno prezydentowi elektowi, jak i jego doradcom, że jest zainteresowany właściwie tylko tą pozycją. Chwalił się, że byłby lepszym kandydatem niż np. John Bolton, który w administracji George'a Busha był ambasadorem USA do ONZ. Potem jednak pojawiły się budzące kontrowersje doniesienia dotyczące jego prywatnych interesów. Okazało się, że jego kancelaria Giuliani Partners miała kontrakty z rządem Kataru, a Giuliani pobierał niemałe sumy za wystąpienia przed grupą opozycyjną w Iranie, która do 2012 r. w zapisach Departamentu Stanu znajdowała się na liście organizacji terrorystycznych.
Stąd poradzono Trumpowi, aby rozważył kandydaturę Romneya. Ten prominentny republikanin, którego obycie w polityce i sposób bycia nie pozostawiają wiele do życzenia, spodobał się Trumpowi jako kandydat na jedno z najbardziej reprezentatywnych stanowisk w administracji amerykańskiej.
Kandydatura Romneya jednak mocno różni się od nominacji, których Trump już dokonał na inne ważne stanowiska związane z bezpieczeństwem kraju. Generał Michael Flynn, który został krajowym doradcą bezpieczeństwa, kongresmen Mike Pompeo z Kansas nominowany na szefa CIA, czy sen. Jeff Sessions z Alabamy to lojaliści, którzy tworzyli mocną opozycję w stosunku do Hillary Clinton i w czasie kampanii nie powiedzieli złego słowa na kandydata swojej partii, mimo że inni wysoko postawieni republikanie odwrócili się od niego. Podobną wiernością w stosunku do Trumpa wykazali się również m.in. Stephen Bannon, co prawda człowiek spoza kręgów waszyngtońskich, ale nominowany na głównego stratega prezydenta elekta, czy Reince Priebus, niedawno nominowany na szefa sztabu prezydenta elekta i były przewodniczący Krajowego Komitetu Partii Republikańskiej, który uginał się pod ogniem krytyki ze strony własnej partii za poparcie, jakiego udzielał Trumpowi, ale nie dał za wygraną. Stąd Bannon nie kryje swoich obaw co do kandydatury Romneya, przypominając o tym, iż jako jeden z pierwszych prominentnych republikanów wystąpił przeciwko Trumpowi, nazywając go „fałszywym" i „oszustem". Bannon uważa, iż Romneyowi nie można ufać, a pod jego rządami Departament Stanu może zacząć prowadzić własną politykę nieodpowiadającą wizji Trumpa. Inni wierni zwolennicy Trumpa, jak Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów, i Mike Huckabee, były gubernator z Arkansas, przekonują Trumpa, iż wybór Romneya stanowiłby potwarz dla jego zwolenników. – Romney zrobił wszystko co mógł, żeby zaszkodzić i Trumpowi w prawyborach – argumentował Huckabee. Przypomniał, że Giuliani jest ulubieńcem tych republikańskich wyborców, którzy pomogli Trumpowi w zwycięstwie. Jednocześnie frakcja popierająca Romneya wyraża obawy, że Giuliani nie zostanie zatwierdzony przez Senat, ze względu na powiązania biznesowe z Katarem i organizacjami w Iranie.