Aleksandra Słabisz z Nowego Jorku
Reformę ubezpieczeń zdrowotnych, potocznie zwaną Obamacare, Donald Trump od miesięcy nazywał „katastrofalną" i zapowiadał jej wycofanie. Problem w tym, że zaproponowana przez liderów Partii Republikańskiej ustawa, nad którą nie doszło w piątek do głosowania, była tylko nieco zmienioną wersją nienawidzonej przez republikanów Obamacare. To był jeden z powodów, dla których konserwatywne skrzydło partii republikańskiej odmówiło wsparcia projektu ustawy. Przy braku odpowiedniej liczby głosów głosowanie się nie odbyło i projekt wycofano z politycznej agendy.
W rezultacie, jak stwierdził przewodniczący Izby Reprezentantów, Paul Ryan, uznawany za głównego twórcę wycofanego projektu, Amerykanie „będą musieli żyć z Obamacare nie wiadomo jak długo".
Wycofanie projektu zmian w ustawie o ubezpieczeniach zdrowotnych komentatorzy mediów głównego nurtu, mało przychylnie nastawionych do Trumpa, określają jako największą porażkę jego jeszcze niedługiej kadencji. A tych porażek wymieniają kilka, w tym m.in.: dekrety imigracyjne ograniczające wjazdy do USA, które utknęły w sądach, oskarżenia dotyczące domniemanych powiązań z rosyjskim rządem, które doprowadziły do rezygnacji Michaela Flynna, napięcia z największymi sprzymierzeńcami Stanów Zjednoczonych – Niemcami, Wielką Brytanią i Australią, i wreszcie rekordowo niskie poparcie prezydenta mierzone w sondażach opinii publicznej.
Nieudana próba przeforsowania zmian w systemie ubezpieczeń zdrowotnych obnażyła również, po raz kolejny w ostatnim roku, głębokie podziały wewnątrz Partii Republikańskiej. Mimo ultimatum postawionego przez prezydenta: „poprzecie zmiany w ustawie o ubezpieczeniach albo Obamacare zostanie", część członków jego partii postawiła na swoim i nie poparła projektu, który miał być ciosem dla flagowej reformy administracji Baracka Obamy.