W poniedziałek późnym wieczorem czasu waszyngtońskiego Donald Trump miał przedstawić strategię dokończenia najdłuższej wojny, jaką prowadzą Stany Zjednoczone: w Afganistanie. Po raz pierwszy od objęcia władzy prezydent poświęcił przemówienie do narodu tylko jednemu tematowi. Bo i stawka jest wysoka: przekonać rodaków, że mimo niezliczonej ilości wpadek i gwałtownych zmian poglądów miliarder wciąż jest zdolny do przewodzenia Ameryce.
Za inscenizacją w Fort Myer w Arlington pod Waszyngton stoi były generał marines John F. Kelly, a dziś szef gabinetu prezydenta. Został ściągnięty, aby żelazną ręką wprowadzić porządek w Białym Domu, a nawet uratować prezydenturę Trumpa wobec coraz wyraźniejszego zagrożenia impeachmentem.
Afganistan to tylko część tej strategii. Prezydent ma na dniach przedstawić strategię reformy kodeksu podatkowego, która przyniesienie korzyści biznesowi. Chce także zrezygnować z nałożenia karnych ceł na import stali z Chin, czego potrzebujący tanich surowców amerykańscy przedsiębiorcy wcale nie chcą. Jest też całkiem realne, że Trump złagodzi plany reformy NAFTA tak, aby amerykańskie firmy, które zainwestowały w Kanadzie i Meksyku, nie były zbyt stratne.
W ubiegłym tygodniu szereg prezesów czołowych koncernów zrezygnowało z udziału w radzie doradczej przy Białym Domu na znak protestu przeciwko zrównaniu przez Trumpa skrajnej prawicowych bojówek i obrońców praw mniejszości, którzy brutalnie się starli w Charlottesville w Wirginii. Czołowi republikanie, jak przewodniczący senackiej komisji ds. zagranicznych Bob Corker, publicznie uznali, że miliarder nie nadaje się do pełnienia funkcji prezydenta. To już pachnie otwartym buntem przeciwko prezydentowi.
„New York Times" ujawnił w poniedziałek, że ogłoszona w miniony weekend dymisja czołowego stratega Trumpa i lidera radykalnej, „alternatywnej prawicy" (alt-right) była planowana już od miesiąca. Przyspieszono ją jednak po zajściach w Charlottesville, bo Bannon zalecał prezydentowi bezkompromisową walkę z „lewakami". Czarę goryczy przepełnił wywiad, jakiego doradca udzielił pismu „The American Prospect". Nie tylko atakował w nim bezpośrednio członków bardziej umiarkowanej frakcji w Białym Domu, ale przyznał też, że Trump nie zamierza użyć broni wobec Korei Północnej. – Załatwił nas – powiedział o Kim Dzong Unie, niwecząc całą strategię utrzymywania przez prezydenta niepewności co do dalszych ruchów na Półwyspie Koreańskim.