Korespondencja z Brukseli
Jak usłyszeliśmy nieoficjalnie, w KE „trwa liczenie głosów”. Czyli sprawdzanie, na jakie poparcie Rady Europejskiej (przywódców państw członkowskich) może liczyć ewentualny wniosek Komisji o uznanie, że w Polsce łamana jest praworządność. Potrzeba 4/5, czyli 22 państw. Frans Timmermans pytany wprost, czy gotów jest uruchomić artykuł 7 unijnego traktatu, czyli wystąpić ze wspomnianym wnioskiem do Rady, powiedział, że jest tego “bardzo bliski”.
W czwartek w Parlamencie Europejskim odbyła się debata o Polsce zorganizowana przez Komisję Wolności Obywatelskich. Timmermans w swoim wystąpieniu podkreślił, że przekazana przez polskie władze odpowiedź na rekomendacje w sprawie praworządności nie rozwiewa wątpliwości KE i że dalsze kroki wobec Polski będą zależały od decyzji kolegium unijnych komisarzy.
Ostra krytyka rządu
Polski rząd był bardzo ostro krytykowany przez eurodeputowanych prawie wszystkich opcji politycznych. Bronili go przedstawiciele PiS oraz niektórzy posłowie niezrzeszeni czy należący do najmniejszej frakcji eurosceptycznej. Większość apelowała do Timmermansa o uruchomienie artykułu 7 przeciwko Polsce. Deputowani mają jeszcze zdecydować, czy uchwalić formalną rezolucję Parlamentu z takim wezwaniem. Jest to propozycja frakcji liberalnej. PO i PSL na razie są przeciw. Ale, jak wynika z wypowiedzi przedstawicieli PO, jeśli ich rodzima Europejska Partia Ludowa będzie za, to też mogą poprzeć taki apel. Przy czym, jak podkreślał Michał Boni z PO, chodzi o paragraf 1 artykułu 7. W nim mowa jest o uznaniu zagrożenia praworządności. Natomiast o sankcjach mowa jest w dalszej części artykułu i do tego potrzebna jest już jednomyślność. Ta jest jednak niemożliwa, bo sprzeciwiają się Węgry.
W czasie debaty aktywni byli też europosłowie PiS. Ich zdaniem w sporze nie chodzi o praworządność, ale o ukaranie Polski za nieprzyjmowanie uchodźców. Polska jest jednym z trzech krajów UE, obok Czech i Węgier, które odmawiają tego obowiązku. Jadwiga Wiśniewska z PiS oskarżyła Timmermansa o popieranie „komunistów, socjalistów i lewaków”. A Marek Jurek z Prawicy RP oświadczył: – Nie po to kończyliśmy z marksizmem, który uważał, że prawo jest narzędziem w rękach władzy, by do tego wracać.