Po polsko-izraelskiej awanturze o koszerne mięso dały się słyszeć głosy prawników i polityków szukających sposobów załagodzenia sporu i wskazujących, że ubój rytualny nie do końca został zakazany. Gdy jednak przyjrzeć się dokładnie ustawie o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, nie jest to już takie oczywiste. Otóż art. 9 tej ustawy mówi jedynie o tym, że gminy „dbają o ubój rytualny". Dbają? Cóż to znaczy? Gołym okiem widać, że nie jest to zapis gwarantujący wyraźny wyjątek od zasady z ustawy o ochronie zwierząt. A ta przewiduje wyraźnie: ubój jest możliwy, tylko gdy się wcześniej pozbawi zwierzę świadomości.
Oczywiście przejawiając maksimum zaangażowania, można ten przepis uznać za zezwolenie na uśmiercanie zwierząt przez powolne wykrwawienie. Na razie jednak nie jest przez sądy traktowany jako jasne i jednoznaczne prawo. Nie zająknął się o nim Trybunał Konstytucyjny, kiedy w ubiegłym roku uchylał rozporządzenie dopuszczające ubój rytualny. Gdy białostocki sąd rozpatrywał kilka tygodni temu sprawę uboju w Tykocinie, również nie uznał tego przepisu za jednoznaczne dopuszczenie uboju. A jakoś trudno uwierzyć, by sędziowie nie wiedzieli o ustawach regulujących stosunki państwa ze związkami wyznaniowymi.
Osobiście uważam ubój rytualny za barbarzyństwo, na które nowoczesne społeczeństwo w XXI w. nie powinno pozwalać. Próbuję jednak rozumieć tych, którzy twierdzą inaczej. Być może nie byłoby ujmą dla naszego kraju, gdyby pozwolił garstce polskich Żydów i muzułmanów na zarżnięcie raz w roku cielęcia zgodnie z ich zwyczajami. Od dawna jednak racje tych mniejszości były kiepsko wyrażane w prawie. Najpierw, dziewięć lat temu, minister rolnictwa wydał na ten temat rozporządzenie, choć ustawa mu na to nie pozwalała. Potem takiż minister – choć już obecnego rządu – zaprojektował ustawę legalizującą ubój, ale ani słowem nie wspomniał w niej o potrzebach mniejszości religijnych. Gdyby tak zrobił, być może nie znalazłaby się w koszu. A czy prawa owej garstki byłyby nadużywane na potrzeby zapełnienia polskim mięsem rynków na Bliskim Wschodzie – to już inna sprawa.
Cała historia dowodzi, że legislacyjna bylejakość trzyma się w Polsce mocno. Bo o ile na upartego można uważać ubój koszerny za legalny, o tyle muzułmanie już nawet takiej wątłej podstawy nie mają. Obowiązująca ustawa o stosunku państwa do ich związku religijnego nakazuje im modlić się w święta państwowe za prezydenta RP, ale o uboju nadal nie mówi nic.