O tym, jak kradzież drzewa może wpędzić w tarapaty finansowe przekonali się mieszkańcy województwa pomorskiego. Złodziej wyciął z ich działki 50 sosen, a sąsiad zadzwonił do gmin z donosem. Zostali ukarani przez wójta karą 456 tys zł. Nie pomogło tłumaczenie, że nie mieli nic wspólnego z wycinką, że ktoś zrobił to bez ich wiedzy. Działkę mają zaś dużą, rośnie na niej 7 tys. drzew, trudno więc się tak szybko zorientować, ile drzew ubyło zwłaszcza, że na stałe tam nie mieszkają.
Twarde prawo
Art. 88 ust. 1 pkt 2 ustawy o ochronie przyrody mówi jasno: wójt, burmistrz, prezydent miasta wymierza administracyjną karę pieniężną za usuwanie drzew lub krzewów bez wymaganego zezwolenia.
— Władze gmin przepis interpretują różnie, ale większość nalicza karę. Tłumaczą to tym, że obowiązkiem posiadacza nieruchomości, w tym oczywiście również właściciela, jest dopilnowanie, by nikt nie wyrządził szkody na jego działce — mówi Rafał Dębowski, adwokat. Jest to oczywiście — dodaje — absurd. Nikt nie będzie bowiem dzień i noc pilnować, by złodziej nie wyciął mu przypadkiem jakiegoś drzewa.
— Zdecydowanie więcej zdrowego rozsądku mają sądy administracyjne, do których trafiają często odwołania ukaranych właścicieli, chociaż i one podzielone są na dwa obozy — wyjaśnia mec. Dębowski.
Glos rozsądku
— Większość sądów uważa więc, że kara za wycięcie drzewa może być wymierzona właścicielowi lub posiadaczowi nieruchomości tylko, gdy dokonał wycięcia drzewa bez zezwolenia, gdy zlecił dokonał takiej wycinki osobie trzeciej lub gdy wiedział o zamiarze wycinki przez osobę trzecią i godził się na taką ewentualność — tłumaczy Joanna Pustelnik—Jaźwiec, adwokat.