Andrzej Kraśnicki rezygnuje. Jeden kandydat na szefa PKOl

Radosław Piesiewicz zapewne będzie nowym prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Andrzej Kraśnicki zrezygnował z walki o reelekcję miesiąc przed wyborami.

Publikacja: 21.03.2023 16:05

Radosław Piesiewicz (z lewej) prawdopodobnie zastąpi Andrzeja Kraśnickiego (z prawej) w roli szefa P

Radosław Piesiewicz (z lewej) prawdopodobnie zastąpi Andrzeja Kraśnickiego (z prawej) w roli szefa PKOl

Foto: PKOl/mat. prasowe

Obecny prezes policzył szable i gdy już zobaczył, że raczej nie ma szans, przyznał, że nie chce dzielić środowiska. Kraśnicki byłby utrwaleniem status quo, a Piesiewicz od wielu miesięcy zabiegał o poparcie delegatów jako kandydat zmiany. Złośliwi dodadzą: dobrej zmiany.

Pojechał w teren z obietnicą wielkich pieniędzy. Budżet PKOl-u chciałby zwiększyć kilkukrotnie, nawet do 300 mln zł. Podobno popiera go 30 związków sportowych – każdy ma na walnym zgromadzeniu po trzech delegatów – i jeśli mówi prawdę, to oznacza, że o zwycięstwo wyborcze nie musi się martwić.

Zmiana warty

Termin zgłoszeń kandydatów mija 23 marca. Kraśnicki udziału w wyborach nie weźmie, Piesiewicza zaprezentował jako jedynego kandydata. Wszystko wyglądało na pokojowe przekazanie władzy, choć działo się bardzo szybko. Dziennikarzy na konferencję zaproszono pięć godzin przez jej rozpoczęciem.

– Podjąłem przemyślaną decyzję. Nie była łatwa, ale słuszna. Mam swoją kategorię wiekową. Czas na nowe pokolenie, zmiany. Nadchodzą młodsi, sprawniejsi. Będę ich wspierał. Jestem w kierownictwie praktycznie wszystkich organizacji związanych z ruchem olimpijskim. Będę w nim dalej, jeśli nasza społeczność uzna, że jestem przydatny – mówi Kraśnicki.

To człowiek instytucja. Lista funkcji, jakie pełnił i pełni w świecie sportu, zajęłaby całą stronę. Prezesem PKOl został w kwietniu 2010 roku, zastępując zmarłego w katastrofie smoleńskiej Piotra Nurowskiego. Później reelekcję zdobywał dwukrotnie – w 2013 oraz 2017 roku. Rządził przez 13 lat.

Jest członkiem Rady Fundacji Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), Komitetu Wykonawczego Stowarzyszenia Europejskich Komitetów Olimpijskich (EOC) i reprezentuje Europę w Radzie Wykonawczej Światowego Stowarzyszenia Narodowych Komitetów Olimpijskich (ANOC). Teraz będzie jeszcze honorowym prezesem PKOl.

– Mam taki charakter, że zawsze szukam aktywności. Zostaję w PKOl, gdzie skoncentruję się na polityce zagranicznej, ale też ponownie będę aktywny w biznesie. To moje kolejne zadanie – mówi „Rz”.

Prezes rzuca mięsem

Walne Zgromadzenie Sprawozdawczo-Wyborcze, podczas którego zagłosuje 173 delegatów, odbędzie się 22 kwietnia. Niespodzianki trudno się spodziewać, bo obietnice Piesiewicza zjednoczyły sportowe środowisko. Delegaci mogą wierzyć, że zapowiedzi spełni, gdyż jest protegowanym i przyjacielem Jacka Sasina.

Przyszły szef PKOl kiedyś pożyczał nawet obecnemu ministrowi aktywów państwowych pieniądze na remont schodów. Służby sprawdzały, czy nie była to łapówka. Przepytywani przez „Newsweeka” działacze samorządowi z Wołomina przyznawali, że Piesiewicz i Sasin są jak rodzina.

Tygodnik w 2017 roku sugerował, że Piesiewicz dostał w wołomińskim samorządzie pracę właśnie dzięki Sasinowi. Miał tam zarobić w latach 2012–2014 170 tys. zł. Potem dokonywał wpłat na fundusz wyborczy Prawa i Sprawiedliwości – według „Newsweeka” w sumie ok. 30 tys. zł.

Piesiewicz działalność w sporcie zaczął od Polskiego Związku Siatkówki, choć niektórzy mówili, że wcześniej piłkę znał chyba tylko z widzenia. Później trafił do Polskiego Związku Koszykówki. Dziś jest jego szefem oraz prezesem Polskiej Ligi Koszykówki.

Kibice mogą pamiętać, jak podczas mistrzostw świata w Chinach wpadł do szatni i „rzucał mięsem”. Podobno w ostatnich miesiącach przedstawiciele innych związków sportowych przychodzili do niego sami, będąc pod wrażeniem jego osiągnięć.

Wiadomo, że kiedy zostanie szefem PKOl, zrezygnuje z PZKosz. Dokument podobno leży już na stole. Możliwe, że zastąpi go były reprezentant Polski Łukasz Koszarek.

– Długo rozmawialiśmy z prezesem Kraśnickim, jak powinien wyglądać PKOl i cieszę się, że mówimy jednym głosem. Będziemy współpracować i go zmieniać. Ma być inny. Bardziej dynamiczny. Musimy pomagać związkom sportowym w pozyskiwaniu środków, zwłaszcza od sponsorów prywatnych. Będę o to walczył, także na polu legislacyjnym – zapowiada Piesiewicz.

Siła pieniądza

Sam wcześniej w wywiadach nazywał wręcz PKOl agencją turystyczną, której głównym zadaniem jest ubranie oraz wysłanie reprezentacji na igrzyska, a nikt jej z wyników nie rozlicza. – Dziś wielu nie wie, za co PKOl odpowiada, a ma być głosem wszystkich związków sportowych – mówi Piesiewicz i wielu się z nim zgadza.

Kluczowe na liście obietnic kandydata na nowego prezesa pozostają oczywiście pieniądze. Widać, że wierzy w ich siłę. – Jeśli będą pieniądze, to będą wyniki – przekonuje.

Obiecuje większe nagrody dla medalistów olimpijskich, szerszą współpracę z wojskiem oraz Dom Olimpijczyka dla tych, którym emerytura już nie wystarcza.

– Czeka nas intensywna praca i nie wiem, czy wszyscy wytrzymają takie tempo – mówi.

Kiedy słyszy, że skala zapowiadanych przez niego zmian oraz krytyczne podejście do dotychczasowej pracy PKOl-u brzmią jak potężne wotum nieufności wobec dotychczasowych władz, odpowiada krótko: – To nie jest moje wotum nieufności. Ja po prostu uważam, że można inaczej.

Piesiewicz stara się o stanowisko, które wymaga dobrego życia z władzą. Sponsorem strategicznym PKOl jest Orlen, a generalnym – Totalizator Sportowy. Nadzór pełni nad nimi minister aktywów państwowych Sasin. Kandydat na nowego szefa PKOl musi się z lobbingiem spieszyć, bo niewykluczone, że jesień zmieni polityczny klimat.

Ważne, że nie zmieni się polskie stanowisko w sprawie Rosjan i Białorusinów, choć Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) szuka ścieżki, aby dopuścić ich do rywalizacji międzynarodowej.

– Nie ma zgody, aby wystartowali na igrzyskach – mówi Piesiewicz. – Reprezentujemy stanowisko Narodowego Komitetu Olimpijskiego Ukrainy oraz polską rację stanu – dodaje Kraśnicki.

Rosjan i Białorusinów nie będzie na Igrzyskach Europejskich organizowanych przez Kraków i Małopolskę i reklamowanych przez ministra sportu i turystyki Kamila Bortniczuka jako największa w tym roku impreza sportowa na świecie. Kosztuje ona krocie, a swój prestiż dopiero buduje.

– Twarzą tego wydarzenia jest prezes Kraśnicki. On je zapoczątkował i chciałbym, aby dokończył dzieła – zastrzega Piesiewicz. – Nigdy za sukcesem ani za porażką nie stoi jeden człowiek. Dla mnie najważniejsze jest to, aby ta impreza promowała Polskę i była naszym wspólnym sukcesem: organizacyjnym oraz sportowym – mówi „Rz” Kraśnicki.

Piesiewicz opowieści o kolejnych wielkich wydarzeniach w Polsce snuć na razie nie chce, choć ministrowi Bortniczukowi zdarzało się wspominać nawet o organizacji letnich igrzysk olimpijskich.

– Wolałbym, aby pozyskane przez nas pieniądze najpierw wtłoczono w polski sport, w zawodników, a nie w infrastrukturę. Najpierw zainwestujmy w nich, a później zastanówmy się nad tym, co chcielibyśmy organizować. Nie możemy działać odwrotnie, bo postawilibyśmy wszystko na głowie – mówi Piesiewicz.

Duża premia

Nie wiadomo jeszcze, ile zarabiałby on jako prezes PKOl. Kraśnicki przez 13 lat pracował społecznie, ale we wtorek przegłosowano, że dostanie 1 proc. prowizji od wszystkich umów sponsorskich, jakie zawarto za jego kadencji, czyli przez 13 lat. Nieoficjalnie z Zarządu PKOl sprzeciwiły się trzy osoby: Tomasz Majewski, Henryk Olszewski (obaj lekkoatletyka) i Ryszard Stadniuk (wioślarstwo). Wszyscy pozostali byli za przyznaniem Kraśnickiemu tej premii.

Sport
Paryż 2024: Pęka sportowa solidarność
Lekkoatletyka
Ukraińcy podzieleni ws. bojkotu igrzysk. "To najgorsze rozwiązanie"
Sport
Osłodzą życie sportowców. Polski Komitet Olimpijski ma nowego sponsora
Sport
Polak pobił rekord świata na dystansie dziesięciokrotnego Ironmana
Sport
24. Piknik Olimpijski w drodze do #Paryż2024
Sport
Organizatorzy igrzysk w Paryżu chcą umieścić znicz olimpijski na Wieży Eiffla