Ukraińcy podzieleni ws. bojkotu igrzysk. "To najgorsze rozwiązanie"

Lekkoatleci z Ukrainy pokazali w Stambule, że ich kraj wciąż jest na mapie sportowego świata. Rosjan i Białorusinów nie ma, choć wielu domaga się ich powrotu.

Publikacja: 06.03.2023 12:24

Jarosława  Machuczych

Jarosława Machuczych

Foto: AFP

Korespondencja ze Stambułu

Kateryna Tabasznyk pierwszy tydzień wojny spędziła w chersońskim schronie, gdzie robiła z tabletek filtry do wody. Kiedy wybuch poharatał jej bratanka, który przeżył, ale stracił płuco, sama chciała chwycić za broń i zabijać Rosjan. Później w nalocie rakietowym straciła mamę. Była połowa sierpnia. Tego samego dnia jej rodak, także skoczek wzwyż Andrij Procenko, zdobył brąz mistrzostw Europy.

On jeszcze wiosną ubiegłego roku trenował w Chersoniu. Biegał w szczerym polu, dźwigał sztangę składającą się z gryfu oraz dwóch obręczy kół. Kiedy opuszczał Ukrainę z żoną Kateriną oraz córkami: pięcioletnią Sofią i kilkumiesięczną Poliną, spakował życie w jedną walizkę. Później opowiadał, że sport to dla niego lek oraz ucieczka przed wojną. Teraz przywiezie rodzinie z Turcji srebro.

Mahuczych w dniu inwazji obudziły wybuchy, ale została w Dniepropietrowsku. Jeździła po sklepach, zaopatrywała żołnierzy. Rok temu jej podróż na halowe mistrzostwa świata do Belgradu, przez Mołdawię i Rumunię, trwała trzy dni. Zdobyła złoto. Później była jeszcze wicemistrzynią świata oraz mistrzynią Europy. Teraz znów ozdobiła powiek żółto-niebieską kreską i wygrała w Stambule.

Siłacz otworzył worek

10-osobowa reprezentacja zdobyła na halowych mistrzostwach Europy cztery medale. Każdy był okazją, żeby pokazać światu ukraińską flagę. - Jesteśmy ambasadorkami kraju. Tymi medalami chcemy dać rodakom choć krótkie chwile radości - podkreśla w rozmowie z „Rz” Machuczych. - Będąc na zawodach i osiągając sukcesy pokazujemy, że Ukraina ciągle żyje - dodaje Tabasznyk.

- Dla wielu sport nie ma dziś znaczenia, ale docierają do mnie także głosy: „Pokażcie nam, jak nasi wygrywają! Chcemy sukcesów, chcemy dobrych wieści”. Chodzi o morale - mówi szef ukraińskiej federacji lekkoatletycznej Yevhen Pronin. - Cały świat musi wiedzieć, jak jesteśmy silni i zmotywowani - potwierdza w rozmowie z „Rz” była rekordzistka świata w pięcioboju Natalija Dobrynska.

Worek medali otworzył im w Stambule największy siłacz, czyli kulomiot Roman Kokoszko. 26-latek nigdy nie stał na podium wielkiej imprezy, rosnąć zaczął dopiero pod okiem trenera Wołodymira Zinczenki. Nie był faworytem, ale w ostatniej serii pobił rekord kraju (21.84 m). Oszalał z radości, padł na ziemię, długo się nie podnosił. Turcja flagę Ukrainy zobaczyła wówczas na podium po raz pierwszy.

Trzy pozostałe medale jego rodacy zdobyli w skoku wzwyż. Nie udało się tylko Julii Lewczenko, która była piąta. - Jeszcze w ubiegłym roku sama nie wiedziałam, co robić. Myślałam: „O Boże, bawię się w sport, skaczę na zawodach, a w moim kraju toczy się wojna”. Dziś wiem, jak ważne dla Ukraińców jest śledzenie naszych występów, choć wciąż nie umiem skupiać się tylko na sporcie - mówi.

Lewczenko wciąż mieszka i trenuje w Kijowie. - Niektórzy tego nie rozumieją, ale mamy tam pewien „war-life balance”. Jednego dnia przecież wstaję, idę normalnie na trening albo jadę na zawody, a kolejnego słyszę alarm i uciekam do schronu. Czasem wciąż mam wrażenie, że żyjemy w jakimś koszmarze i to wszystko tylko zły sen - wyjaśnia w rozmowie z „Rz”.

Czytaj więcej

Wicemistrzyni świata z Ukrainy: To może wciąż tylko zły sen

Należy do wyjątków, sportowcy z Ukrainy stali się diasporą. Nawet kilkuset tamtejszych lekkoatletów czasowo lub na stałe trenuje poza granicami - dzięki uprzejmości innych federacji, także międzynarodowych. Kokoszko stacjonuje w Portugalii, Tabasznyk i Procenko mieszkają w Łodzi. Machuczych, dzięki nowemu sponsorowi, przeniosła się ostatnio z Niemiec do Belgii.

Kapitan zerwała kontakt

Ukraińcy zdobywają medale, Rosjan i Białorusinów w lekkiej atletyce nie ma. Tych pierwszych światowa federacja od lat traktuje surowo. Dopingowe winy sprawiły, że w ostatnich sezonach prawo udziału w międzynarodowej rywalizacji dostała tylko wyselekcjonowana, wąska grupa. Startowali jako ANA - sportowcy neutralni, bez flagi, hymnu, barw. Teraz nawet oni są na bocznym torze.

- Wiem, że debaty trwają, ale póki toczy się wojna, wszystko musi pozostać tak, jak jest - mówi „Rz” mistrz i rekordzista świata w biegu na 400 metrów przez płotki Karsten Warholm. - Nienawidzę tego, co się dzieje, jestem całym sercem przeciwny wojnie w Ukrainie. Nie wyobrażam sobie Rosjan oraz Białorusinów na igrzyskach w Paryżu. Muszą ponieść konsekwencje.

Wielu lekkoatletów wypowiada się w podobnym tonie, choć nie wszyscy. Niektórzy nie chcą zabierać głosu, a mistrz olimpijski w skoku w dal, Grek Miltiadis Tendoglu, wyjaśnia „Rz”: - Skoro nie jesteś z Ukrainy, to mogę powiedzieć ci prawdę. Przyjaźnię się z wieloma Rosjanami, a moją idolką zawsze była Maria Lasitskene. Uważam, że powinni wrócić do sportu. To jedyne uczciwe rozwiązanie.

Rosjanie nie cenią życia innych, tylko prowadzą ludobójstwo, a wielu tamtejszych sportowców to wojskowi, którzy na mistrzostwach kraju startują z oznaczeniami rosyjskiej armii

Jarosława Machuczych

Lasitskene to mistrzyni olimpijska w skoku wzwyż oraz kapitan rosyjskiej armii. Wpatrzona była w nią kiedyś także Machuczych, razem pozowały do zdjęć. Kiedy Rosja napadła na Ukrainę, kontakt się urwał. - Nie napisała nawet: „Jak się masz? Czy wszystko w porządku?”. Nie reagowała na pytania. Odezwała się dopiero, kiedy zostałam w lipcu wicemistrzynią świata - mówi Machuczych.

Ukraińców dziwi trwająca w świecie sportu dyskusja o tym, czy i jak dopuścić Rosjan oraz Białorusinów do kwalifikacji olimpijskich. - Oni przecież zawsze łamali reguły. Najpierw zorganizowali w kraju system dopingowy, a teraz zaatakowali wolny kraj. Nie mogą mieć swojej reprezentacji na igrzyskach. To zaskakujące, że inne sporty nie idą śladem lekkiej atletyki - przekonuje Dobrynska.

- Nie rozumiem, dlaczego państwo terrorystyczne miałoby wystąpić na igrzyskach - mówi Machuczych. - Rosjanie nie cenią życia innych, tylko prowadzą ludobójstwo naszego narodu. Wielu tamtejszych sportowców to wojskowi, którzy na mistrzostwach kraju startują z oznaczeniami rosyjskiej armii. Nie wyobrażam sobie, żeby w igrzyskach wzięli udział ludzie, którzy zabijają innych.

Scena dla Putina

Była mistrzyni świata w trójskoku, a dziś posłanka Olha Saładucha wie, że utrzymanie Rosjan i Białorusinów poza sportem wymaga budowy szerokiej koalicji. - Wróciłam właśnie z Brukseli, codziennie rozmawiam z wieloma eurodeputowanymi. Już niedawne oświadczenie podpisane przez przedstawicieli blisko czterdziestu rządów było dowodem naszego zjednoczenia - mówi „Rz”.

Czytaj więcej

Mocny głos rekordzisty świata. Karsten Warholm mówi o Rosjanach

- Widzimy, czego chce Thomas Bach, ale musimy go powstrzymać - podkreśla Saładucha. -  Władimir Putin wykorzystuje przecież sport jako propagandę. Oglądamy sceny z wielu wydarzeń sportowych w Rosji, gdzie widać jego wizerunek, a igrzyska to dla takich ludzi olbrzymia scena. Nikt, kto popełnia zbrodnie, nie powinien mieć wstępu na największą sportową imprezę.

Ukraiński komitet olimpijski zapowiedział już, że zbojkotuje igrzyska, jeśli wystąpią na nich Rosjanie i Białorusini, choć wielu uważa takie rozwiązanie za opcję atomową. - Pytałem o to naszych lekkoatletów. Chciałem poznać ich zdanie na temat tego, co powinniśmy zrobić. Trzy czwarte opowiedziało się za bojkotem - wyjaśnia „Rz” Pronin, ale nie wszyscy się z nim zgadzają.

- To złe rozwiązanie. Najgorsze. Powinniśmy bronić naszego kraju na wszystkich możliwych polach. Nieobecność na igrzyskach tylko by nas osłabiła. Mówimy przecież o imprezie, którą ogląda cały świat. Nie pojechać tam - to byłaby olbrzymia strata dla naszej sprawy - mówi Machuczych. - Zawsze przez bojkoty cierpią przede wszystkim sportowcy - dodaje Saładucha.

Powrót Rosjan i Białorusinów do świata sportu oficjalnie poparli niedawno Afrykanie, banitów zapraszali już do siebie Azjaci. Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) z klarownym ruchem wciąż zwleka. Podobno trwają dyskusje i konsultacje. Czas pokaże, czyją flagę zobaczymy w Paryżu: ukraińską czy tą teoretycznie neutralną, białą, choć przecież umazaną przez Rosjan we krwi.

Korespondencja ze Stambułu

Kateryna Tabasznyk pierwszy tydzień wojny spędziła w chersońskim schronie, gdzie robiła z tabletek filtry do wody. Kiedy wybuch poharatał jej bratanka, który przeżył, ale stracił płuco, sama chciała chwycić za broń i zabijać Rosjan. Później w nalocie rakietowym straciła mamę. Była połowa sierpnia. Tego samego dnia jej rodak, także skoczek wzwyż Andrij Procenko, zdobył brąz mistrzostw Europy.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Lekkoatletyka
Jarosława Machuczych: Sportowcy z Rosji popierają ludobójstwo
Lekkoatletyka
Tomasz Majewski: Świat jest podzielony
Plus Minus
Igrzyska w cieniu wojen
Lekkoatletyka
Maria Żodzik dostała polski paszport. Nowa nadzieja na igrzyska
LEKKOATLETYKA
Ewa Swoboda wreszcie dojrzała i zdradziła tajemnicę sukcesu