Narkotykowym szlakiem do Maastricht

Mieszkańcy mają dość Coffee Shops. Holenderskie miasto, chcąc się pozbyć barów dla narkomanów, buduje supermarkety z haszyszem na przedmieściach

Aktualizacja: 24.01.2008 13:55 Publikacja: 23.01.2008 15:58

Coffee shop w Amsterdamie

Coffee shop w Amsterdamie

Foto: Fotorzepa, Marcin Łobaczewski Mar Marcin Łobaczewski

W centrum starego holenderskiego miasta, przy brzegu rzeki Maas, stoją dwie barki: „Mississipi” i „Smokey”. Nigdy nie odpływają. To dwa z tutejszych piętnastu coffee shops, barów, w których można kupić i wypalić trawkę. Niedługo mają zniknąć. Zostaną przeniesione do nowo budowanego obiektu na południowych obrzeżach miasta: 2000 metrów kwadratowych powierzchni, dwa piętra, 700 miejsc parkingowych. Jeden z trzech, do których ma się przeprowadzić większość coffee shops. Belgijska prasa już ochrzciła je mianem narkotykowych supermarketów.

– Burmistrz jest sfiksowany – mówi sprzedawca i puka się znacząco w czoło, gdy pytam, czy jego bar przeszkadza mieszkańcom miasta. Stojąc na dolnym pokładzie „Mississipi” wygląda jak wilk morski. Ogorzały, w czapeczce na głowie, z papierosem w kąciku ust. Jedyny, który pali tu marlboro, klienci zaciągają się haszyszem. Chwyta poskręcaną trawę i odmierza gramy na wadze szalkowej. Do wyboru jest kilkanaście rodzajów narkotyku o romantycznych nazwach, jak Mgła czy Biała Wdowa, w cenie od pięciu do 12 euro za gram.

Nie można kupić więcej niż pięć gramów na osobę. Za złamanie przepisu coffee shop mógłby zostać zamknięty. Ogłoszenia są umieszczone w widocznym miejscu w czterech językach: niderlandzkim, francuskim, niemieckim i angielskim. Ochroniarze przy wejściu okazują się prawdziwymi poliglotami. Gdy wychodzę, mówią po polsku „Do widzenia!”. Wiedzą, skąd jestem, bo przy wejściu musiałam pokazać im paszport. Widać gościli tu wcześniej naszych rodaków.

W zacumowanym obok „Smokey” sprzedawca marihuany nie martwi się planami przeprowadzki. – Nowa lokalizacja jest nawet lepsza. Przy autostradzie będzie wygodniej dla zagranicznych klientów – przekonuje.

Geerd Leers, chadecki burmistrz Maastricht, uważa, że coffee shops przynoszą jego miastu złą sławę narkotykowej metropolii. Cztery tysiące narkotykowych turystów dziennie, półtora miliona rocznie. Sami cudzoziemcy – Belgowie, Niemcy, Francuzi, korzystający z położenia Maastricht. Przeprowadzka do supermarketów, oddalonych od osiedli mieszkalnych, umożliwi policji lepsze kontrolowanie handlu narkotykami i wyłapywanie dilerów. Przepisy są jasne: możesz kupić pięć gramów trawki dla siebie, ale nie możesz sprzedawać jej innym, poza licencjonowanymi coffee shops. Nawet posiadanie narkotyków jest w Holandii nielegalne. Tyle że w praktyce, jeśli policja znajdzie przy zatrzymanym niewielką ilość miękkich narkotyków, traktuje to jako drobne wykroczenie, a nie jako przestępstwo.

– Chodzi o ułatwienie ludziom życia – tłumaczy Margolein Senden z biura prasowego ratusza. Według niej narkotykowi turyści przeszkadzają mieszkańcom. Wypchnięcie barów poza granice miasta uwolni ich od codziennych uciążliwości.

Burmistrz Vise, belgijskiego miasteczka po drugiej stronie granicy, jest wściekły.

– Zdecydowanie się sprzeciwiam. Pójdziemy do europejskich sądów – grozi Marcel Neven. Jeden z supermarketów będzie się znajdował kilka kilometrów od Vise.

– Ułatwi to dostęp do trawki młodym ludziom z naszego regionu. A miękkie narkotyki to wstęp do twardych – mówi. – Chcą rozwiązać swój problem, przerzucając go na barki sąsiadów – skarży się na władze Maastricht.

Mieszkańcy Vise podzielają jego oburzenie.

– Narkotyki będą jeszcze bliżej naszych szkół – mówi mi 60- letni Jacob. Fabienne, matka nastoletnich dzieci, jest oburzona, że polska prasa chce pisać o jej miasteczku w kontekście narkotyków.

– Ja tak wychowuję dzieci, żeby nie brały narkotyków – przekonuje. Ale zgadza się, że narkotykowy supermarket będzie problemem. – Już teraz policja ma dużo roboty. Naćpani młodzi ludzie łamią przepisy drogowe. I to wcale nie Belgowie – broni honoru swych rodaków. Wskazuje na Francuzów. Najbliższe duże miasto Francji, Lille, leży 2,5 godziny jazdy samochodem od Vise.Przygraniczne gminy mają wsparcie władz federalnych. Minister spraw wewnętrznych Patrick Dewael obiecał, że poprze ich wniosek przed unijnym trybunałem.

Tymczasem prace budowlane już się rozpoczęły. Miejsce, w którym powstaje sporny obiekt, leży przy zjeździe z autostrady prowadzącej z belgijskiego Liege. Najbliższe duże skupisko mieszkańców to osiedle bloków, na którym królują parkingi złomowanych samochodów. Małżeństwo prowadzące tu typowy bar szybkiej obsługi nic nie wie o planach burmistrza Maastricht. Ale nie przejmują się tym, że narkotykowe sklepy będą blisko nich. Życzliwie tłumaczą cudzoziemce, jak dojechać do coffee shop w centrum miasta.

W centrum starego holenderskiego miasta, przy brzegu rzeki Maas, stoją dwie barki: „Mississipi” i „Smokey”. Nigdy nie odpływają. To dwa z tutejszych piętnastu coffee shops, barów, w których można kupić i wypalić trawkę. Niedługo mają zniknąć. Zostaną przeniesione do nowo budowanego obiektu na południowych obrzeżach miasta: 2000 metrów kwadratowych powierzchni, dwa piętra, 700 miejsc parkingowych. Jeden z trzech, do których ma się przeprowadzić większość coffee shops. Belgijska prasa już ochrzciła je mianem narkotykowych supermarketów.

Pozostało 88% artykułu
Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK