W centrum starego holenderskiego miasta, przy brzegu rzeki Maas, stoją dwie barki: „Mississipi” i „Smokey”. Nigdy nie odpływają. To dwa z tutejszych piętnastu coffee shops, barów, w których można kupić i wypalić trawkę. Niedługo mają zniknąć. Zostaną przeniesione do nowo budowanego obiektu na południowych obrzeżach miasta: 2000 metrów kwadratowych powierzchni, dwa piętra, 700 miejsc parkingowych. Jeden z trzech, do których ma się przeprowadzić większość coffee shops. Belgijska prasa już ochrzciła je mianem narkotykowych supermarketów.
– Burmistrz jest sfiksowany – mówi sprzedawca i puka się znacząco w czoło, gdy pytam, czy jego bar przeszkadza mieszkańcom miasta. Stojąc na dolnym pokładzie „Mississipi” wygląda jak wilk morski. Ogorzały, w czapeczce na głowie, z papierosem w kąciku ust. Jedyny, który pali tu marlboro, klienci zaciągają się haszyszem. Chwyta poskręcaną trawę i odmierza gramy na wadze szalkowej. Do wyboru jest kilkanaście rodzajów narkotyku o romantycznych nazwach, jak Mgła czy Biała Wdowa, w cenie od pięciu do 12 euro za gram.
Nie można kupić więcej niż pięć gramów na osobę. Za złamanie przepisu coffee shop mógłby zostać zamknięty. Ogłoszenia są umieszczone w widocznym miejscu w czterech językach: niderlandzkim, francuskim, niemieckim i angielskim. Ochroniarze przy wejściu okazują się prawdziwymi poliglotami. Gdy wychodzę, mówią po polsku „Do widzenia!”. Wiedzą, skąd jestem, bo przy wejściu musiałam pokazać im paszport. Widać gościli tu wcześniej naszych rodaków.
W zacumowanym obok „Smokey” sprzedawca marihuany nie martwi się planami przeprowadzki. – Nowa lokalizacja jest nawet lepsza. Przy autostradzie będzie wygodniej dla zagranicznych klientów – przekonuje.
Geerd Leers, chadecki burmistrz Maastricht, uważa, że coffee shops przynoszą jego miastu złą sławę narkotykowej metropolii. Cztery tysiące narkotykowych turystów dziennie, półtora miliona rocznie. Sami cudzoziemcy – Belgowie, Niemcy, Francuzi, korzystający z położenia Maastricht. Przeprowadzka do supermarketów, oddalonych od osiedli mieszkalnych, umożliwi policji lepsze kontrolowanie handlu narkotykami i wyłapywanie dilerów. Przepisy są jasne: możesz kupić pięć gramów trawki dla siebie, ale nie możesz sprzedawać jej innym, poza licencjonowanymi coffee shops. Nawet posiadanie narkotyków jest w Holandii nielegalne. Tyle że w praktyce, jeśli policja znajdzie przy zatrzymanym niewielką ilość miękkich narkotyków, traktuje to jako drobne wykroczenie, a nie jako przestępstwo.