Reklama
Rozwiń

Po utonięciach w Nysie – rodziny i mieszkańcy Kłodzka są w szoku

Władze miasta ogłoszą żałobę po dwójce dzieci, które utonęły w Nysie. Trzeciego szuka wciąż ponad 100 osób

Publikacja: 15.04.2008 03:59

W Kłodzku na śluzie pośrodku rzeki płoną dwa znicze. 2,5 km poniżej w niedzielne popołudnie doszło do tragedii.

Pięcioro rodzeństwa poszło szukać Giuliana, romskiego sześciolatka, który wybrał się do wsi Ławica, gdzie rodzina mieszkała do listopada. Za kolegami pobiegł pięcioletni Kamil z polskiej rodziny z sąsiedztwa. Dzieci przechodziły przez płyciznę, gdy nurt wciągnął na głęboką wodę najpierw Kamila, potem dziewięcioletniego Gracjana. Na ratunek rzuciła im się 16-letnia Amanda. Za nimi wskoczył do wody 10-letni Zorjan. Tylko jemu udało się wydostać o własnych siłach. – Przybiegł cały mokry – opowiada sąsiad Ryszard Witczak. – Wskoczyliśmy w czterech w auto, pojechaliśmy na miejsce.

Pojawiły się tam wozy straży pożarnej i policji, płetwonurkowie, Straż Graniczna i okoliczni mieszkańcy. Najpierw odnaleziono Kamila. Zmarł mimo reanimacji. Po dwóch godzinach płetwonurkowie spod konarów wyciągnęli ciało Amandy.

Gracjana wciąż nie odnaleziono. Przerwana na noc akcja poszukiwawcza miała być wznowiona dziś rano.

– Szok – potrafią powiedzieć tylko Tadeusz i Henryk Krzyżanowscy, wujkowie romskich dzieci. Do Kłodzka zjeżdżają z całej Polski Romowie, by być z rodziną. Nikt z nich nie wierzy, że Gracjan jeszcze żyje.

Matka Krystyna siedzi jak skamieniała w kuchni. Tuli najmłodsze dziecko. Tylko raz wyrwała się z odrętwienia.

– Chciałabym, żeby w końcu znaleźli Gracjana, pochowam dzieci razem – wyznała dyrektorce Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

Zorjan ma przerażony wzrok i trudności z odpowiedzią na najprostsze pytania. Jego bracia: Giuliano, Ricardo i Johnny, krążą po mieszkaniu. – Zorjan wypiera ze świadomości tragedię – tłumaczy Danuta Ułasiewicz z Powiatowej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej.

– Krystyna to bardzo dobra matka. Ojciec jest porządnym człowiekiem. Nie muszą się martwić o pomoc psychologiczną ani finansową – zapewnia Jolanta Leszko, dyrektorka MOPS.

Rodzice Kamila nie chcą kontaktu z prasą. Oni też są pod opieką psychologów i MOPS.

Tymczasem władze Kłodzka uzgadniają szczegóły żałoby. W tym dniu ma nie być żadnych imprez, a lekcje rozpoczną się minutą ciszy. – To lepsze niż pogadanki – mówi wiceburmistrz Witold Krzelowski.

W Kłodzku na śluzie pośrodku rzeki płoną dwa znicze. 2,5 km poniżej w niedzielne popołudnie doszło do tragedii.

Pięcioro rodzeństwa poszło szukać Giuliana, romskiego sześciolatka, który wybrał się do wsi Ławica, gdzie rodzina mieszkała do listopada. Za kolegami pobiegł pięcioletni Kamil z polskiej rodziny z sąsiedztwa. Dzieci przechodziły przez płyciznę, gdy nurt wciągnął na głęboką wodę najpierw Kamila, potem dziewięcioletniego Gracjana. Na ratunek rzuciła im się 16-letnia Amanda. Za nimi wskoczył do wody 10-letni Zorjan. Tylko jemu udało się wydostać o własnych siłach. – Przybiegł cały mokry – opowiada sąsiad Ryszard Witczak. – Wskoczyliśmy w czterech w auto, pojechaliśmy na miejsce.

Społeczeństwo
Czy w Ząbkach doszło do aktu dywersji? Jest komentarz rzecznika MSWiA
Społeczeństwo
Zakaz alkoholu na stacjach paliw nie dzieli Polaków
Społeczeństwo
Państwo w państwie. Wybuch gazu, lata tułaczki i walka z urzędnikami
Społeczeństwo
Jacek Kastelaniec: Antysemityzm, a także niechęć do migrantów biorą się z obojętności
Społeczeństwo
Reportaż ze Słubic: Granice cierpliwości