Socjaliści, nie mówiąc o postkomunistach i radykalnej lewicy katalońskiej, nie kryją oburzenia. Upamiętnienie „ultrakonserwatywnej” zakonnicy urąga ich zdaniem całej dotychczasowej polityce rządu José Zapatero, który z wielkim zaangażowaniem bronił świeckości państwa i przeforsował ustawę o pamięci historycznej, sprowadzającą się do nobilitacji i rehabilitacji ofiar wojny z lat 1936 – 1939 po stronie republikańskiej przy jednoczesnym straszeniu procesami zwolenników generała Franco.

„Jak będziemy mogli się teraz domagać usunięcia symboli religijnych z imprez publicznych?” – martwią się cytowani przez „El Pais” socjalistyczni deputowani. Nie szczędzą krytyk swemu partyjnemu koledze José Bono, przewodniczącemu Kongresu Deputowanych, któremu – podczas spotkania kierownictwa izby niższej hiszpańskiego parlamentu - jakimś cudem udało się skłonić lewicowych kolegów do przyjęcie propozycji wiceprzewodniczącego Kongresu i członka Opus Dei Jorge Fernandeza Diaza z opozycyjnej prawicowej Partii Ludowej (PP). Czym się kierował Bono? - pozostaje tajemnicą.

Matka Maravillas od Jezusa urodziła się w Madrycie w 1891 roku w budynku, w którym mieści się teraz część biur Kongresu Deputowanych. Powołanie poczuła podobno już w wieku pięciu lat. „Od dzieciństwa pragnęła ofiarować się Bogu i poświęciła swą młodość, by pomagać ludziom najbardziej potrzebującym” – powie podczas kanonizacji karmelitanki prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał José Saraiva Martins. Z biografii świętej wynika, że zadawała sobie celowo ból fizyczny, np. przywiązując się za włosy do stropu, by cierpieć dla Chrystusa. Każdej nocy – co najmniej przez pięć godzin – spała, siedząc ubrana na podłodze. „Pozwól sobie rozkazywać. Pozwól, by cię podporządkowano i pogardzano tobą. A będziesz doskonała” – brzmiała jej dewiza. Porzuciła dostatnie, wygodne życie (jej ojciec był ambasadorem Hiszpanii przy Stolicy Apostolskiej i ministrem robót publicznych) – by wstąpić do zakonu karmelitanek bosych. Od tej pory jej życie stało się jednym pasmem wyrzeczeń i upokorzeń. W czasie wojny domowej została wzięta do niewoli przez wojska republikańskie. „W czasie prześladowania religijnego Matka Maravillas jaśniała duchem wynagrodzenia, męstwem, pogodą ducha i ufnością w Panu” – mówił o tym rozdziale jej życia kardynał Saraiva Martins.

Jakimś cudem przeżyła wojnę domową. Założyła kilka zgromadzeń karmelitanek. Zmarła w klasztorze w 1974 roku. Podczas agonii powtarzała podobno:„Co za szczęście umierać jako karmelitanka!”. W 1998 roku została beatyfikowana przez Jana Pawła II, pięć lat później ten sam papież kanonizował ją podczas mszy na placu Kolumba w Madrycie. Przypisuje się je uratowanie w 1998 roku półtorarocznego Argentyńczyka, który wpadł do basenu. Wszystkim wydawało się, że utonął, ale matka chłopca zaczęła modlić się do Matki Maravillas i nie przestała, aż dziecko odzyskało przytomność.

Gdy zmarła, jej pokój wypełnił zapach tuberozy. Podczas procesu kanonizacyjnego zostało to uznane za nowy dowód jej świętości. Kolejnym cudem świętej – jak pisze z nieskrywaną ironią „El Pais” – będzie oddanie jej hołdu przez zdominowany przez lewicę Kongres.