W poniedziałek policja siłą usunęła muzułmanów z piwnicy, którą okupowali od trzech tygodni. Kiedy zastawiła kontenerami wejście do piwnicy, by nikt nie mógł się tam przedostać, w dzielnicy zawrzało, a imigranci rozbili przed budynkiem namiot. – Pozostaniemy tu tak długo, jak będzie to niezbędne – zapewniał koczujący w nim Ibrahim al Moughrabi. – Nie zakończymy protestu, dopóki nie zwrócą nam lokalu – dodał.
W środę policja zatrzymała 18 osób. Co ciekawe, nie było wśród nich nikogo z Rosengard. Młodzi ludzie przyszli wesprzeć protestujących. Wielu spośród zatrzymanych policja znała z wcześniejszych zajść. W niektórych rozpoznała stadionowych chuliganów.
W czwartek wieczorem okolice głównej ulicy Ramelsvag wyglądały jak plac boju. Demonstranci ciskali w policję kamieniami i koktajlami Mołotowa. Obrzucili fajerwerkami stację benzynową. Podpalali samochody, przyczepy i kontenery ze śmieciami. Demolowali wozy policyjne. Ponad 100 policjantów zdołało przywrócić porządek dopiero o trzeciej nad ranem.
Wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec walk. – Nikt nie zamierza się poddać – zapewnia Julia, aktywistka lewicy. – Przemoc wybucha, gdy ludzie mają dość zniewag i dyskryminacji. Zamieszki się nie skończą, póki protestujący nie otrzymają swojego lokalu – dodaje.
Basem Mahmoud z Młodzieżowego Centrum Islamskiego odebranie lokalu traktuje jako wypowiedzenie wojny muzułmanom. – Całe Malmö jest przeciwko nam. Cała gmina jest przeciwko nam – mówił podczas telewizyjnej debaty poświęconej zamieszkom. Jego kolega Walid Zarour na pytanie, co sądzi o Osamie bin Ladenie przyznał, że może zdystansować się do jego „pracy”, ale nie do jego osoby.