Przypadek pani Beaty i pana Andrzeja to jeden z dziesiątków, z jakimi do polskich placówek konsularnych zwracają się kierowcy. Proszą o pomoc, bo
– jak twierdzą – są szykanowani przez niemiecką policję.
Jak mówi II sekretarz ambasady w Berlinie Michał Rejniewicz, prawie połowa tych spraw dotyczy wykroczeń zakwalifikowanych przez niemiecką policję do postępowania sądowego, a nie tylko do ukarania mandatem.
Jak wyglądało to w przypadku pani Beaty i pana Andrzeja?
Koniec sierpnia, niedzielne południe, autostrada pod Bad Hersfeld w Hesji. Przed czerwonym volvo Polaków wracających z wakacji pojawia się policyjne auto z napisem „Bitte Folgen” (proszę jechać za mną) pilotujące ich na stację benzynową.