Najsilniejszy człowiek świata Mariusz Pudzianowski na stole operacyjnym poczuł się jak filmowy Terminator, którego ciało można odtworzyć.
– Obudziłem się w trakcie zabiegu, gdy z zerwanego tydzień wcześniej bicepsa płynęła obficie krew. Chwilę po zastrzyku raptownie przestała, jakby ktoś zakręcił kurek – wspomina strongman i celebryta. – Potem rana goiła się na mnie jak na psie.
[srodtytul]60 kg i łzy w oczach[/srodtytul]
28 lutego podczas Pojedynku Gigantów w Łodzi, zawodów, w czasie których siłacze zmagają się z niewyobrażalnymi ciężarami, Pudzianowski zerwał mięsień prawego bicepsa. Przyczep mięśnia na całej powierzchni oderwał się od kości. Strongman był przekonany, że właśnie zakończył karierę, zwłaszcza że była to kolejna kontuzja. – Wcześniej zmagałem się z bólem przeciążonych kolan i ze łzami w oczach robiłem przysiady ze sztangą o wadze zaledwie 60 kg. Nie pomagało ani pole magnetyczne, ani krioterapia – opowiada.
4 marca Pudzianowski miał zabieg bicepsa i przeciążonych kolan. Po sześciu tygodniach wrócił na siłownię i rozpoczął przygotowania do wrześniowych mistrzostw świata siłaczy w Sun City w Republice Południowej Afryki. Dziś bez problemów dźwiga 250 kg na treningach i zamierza ponownie zdobyć tytuł.