– To wierzchołek góry lodowej – oceniają nieoficjalnie prokuratorzy z Białegostoku prowadzący największe w kraju śledztwo dotyczące nielegalnego hazardu. Zespół prokuratorów próbuje ustalić wszystkich zamieszanych w tę sprawę.
– Dotychczas jest 24 podejrzanych – mówi "Rz" Janusz Kordulski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. I wylicza: – W tym ośmiu rzeczoznawców, którzy wystawiali nierzetelne opinie dotyczące automatów do gry, przedsiębiorcy z branży hazardowej, którzy z tych opinii korzystali, oraz urzędniczka Ministerstwa Finansów.
Na czym polegał nielegalny biznes? Jak ustalili śledczy, wiele z automatów do gry, tzw. jednorękich bandytów, zostało przerobionych, by obstawiać i wygrywać więcej, niż dopuszczają przepisy. Zgodnie z nimi można wrzucić jednorazowo 50 groszy i maksymalnie wygrać równowartość 15 euro. Ale to fikcja.
– Największa jednorazowa wygrana, jaką udało się nam udokumentować, wyniosła 20 tys. zł – opowiadajeden ze śledczych.
Automaty dające wysokie wygrane mogą być stawiane tylko w kasynach i salonach gier. A tymczasem przerobione maszyny działały np. w pubach.