Jednoręcy bandyci i lewa kasa 

Biegli, urzędniczka z resortu finansów i ludzie z branży hazardowej już usłyszeli prokuratorskie zarzuty

Aktualizacja: 17.05.2011 03:40 Publikacja: 16.05.2011 21:05

Automaty do niskich wygranych, które są na rynku, działają na podstawie zezwoleń, które stopniowo wy

Automaty do niskich wygranych, które są na rynku, działają na podstawie zezwoleń, które stopniowo wygasną. Nowe nie są wydawane

Foto: Reporter

– To wierzchołek góry lodowej – oceniają nieoficjalnie prokuratorzy z Białegostoku prowadzący największe w kraju śledztwo dotyczące nielegalnego hazardu. Zespół prokuratorów próbuje ustalić wszystkich zamieszanych w tę sprawę.

– Dotychczas jest 24 podejrzanych – mówi "Rz" Janusz Kordulski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. I wylicza: – W tym ośmiu rzeczoznawców, którzy wystawiali nierzetelne opinie dotyczące automatów do gry, przedsiębiorcy z branży hazardowej, którzy z tych opinii korzystali, oraz urzędniczka Ministerstwa Finansów.

Na czym polegał nielegalny biznes? Jak ustalili śledczy, wiele z automatów do gry, tzw. jednorękich bandytów, zostało przerobionych, by obstawiać i wygrywać więcej, niż dopuszczają przepisy. Zgodnie z nimi można wrzucić jednorazowo 50 groszy i maksymalnie wygrać równowartość 15 euro. Ale to fikcja.

– Największa jednorazowa wygrana, jaką udało się nam udokumentować, wyniosła 20 tys. zł – opowiadajeden ze śledczych.

Automaty dające wysokie wygrane mogą być stawiane tylko w kasynach i salonach gier. A tymczasem przerobione maszyny działały np. w pubach.

Proceder zaczął wychodzić na jaw, gdy w kwietniu 2009 r. policjanci z Centralnego Biura Śledczego zajęli 300 jednorękich bandytów w różnych miejscach kraju, podejrzewając, że są przerobione. Biegli to potwierdzili. Niebawem okazało się, że takich urządzeń jest więcej.

Służba Celna, która w listopadzie 2009 r. przejęła nadzór nad hazardem i dostała nowe uprawnienie – tzw. eksperyment (udają graczy), sprawdziła 2 tys. jednorękich bandytów. Wszystkie były "lewe".

– Te 2 tys. urządzeń zostało zbadanych i zakwestionowanych, bo nie spełniały wymogów – potwierdza prokurator Janusz Kordulski.

Dlatego rzeczoznawcy, którzy wcześniej wystawili opinie potwierdzające, że automaty trzymają normy, usłyszeli zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach.

– Były przypadki, że wystawiali opinie, nawet nie badając urządzeń – mówi jeden z rozmówców "Rz".

Kolejni podejrzani to przedsiębiorcy z branży hazardowej – zarzuca się im posłużenie się nierzetelnymi opiniami. W tej grupie są dwie osoby związane z dużą firmą hazardową (prokuratorzy na razie nie chcą ujawniać jej nazwy). Usłyszały one zarzut prania pieniędzy i działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Jeden z mężczyzn – według śledczych – w ciągu pięciu lat miał "wyprać" 17,5 mln zł zysku z jednorękich bandytów. W jaki sposób?

– Pieniądze były legalizowane poprzez wystawianie fikcyjnych faktur na różnego rodzaju usługi – tłumaczy rozmówca "Rz". Drugiemu mężczyźnie śledczy zarzucają "wypranie" 147 tys. zł.

To, jak wyglądał rynek hazardu w Polsce, sprawdzała też Najwyższa Izba Kontroli. Z jej raportu, który wczoraj opisała "Rz", wynika, że w 2008 r. i do listopada 2009 r. rynek praktycznie nie był kontrolowany przez państwo.

A śledczy z Białegostoku dopatrzyli się decyzji urzędników, które budzą poważne wątpliwości.

Tak jak podjęta przez Annę C., która była wicedyrektorką Służby Celnej i pracownicą Ministerstwa Finansów. Prokuratorzy zarzucili jej przekroczenie uprawnień. – Na przełomie lat 2008 i 2009. zostało wytypowanych do przebadania ok. 100 automatów do tzw. niskich wygranych. Urzędniczka wstrzymała ich weryfikację – opowiada jeden ze śledczych.

To – zdaniem prokuratorów – spowodowało, że na rynek trafiło wiele automatów, które nie spełniały warunków. Śledztwo na razie przedłużono do czerwca, prokuratorzy nie wykluczają, że będą kolejni podejrzani.

Teraz nowe pozwolenia na ustawianie jednorękich bandytów nie są wydawane. Przepisy zostały zmienione po ujawnieniu przez "Rz" (1 października 2009 r.) afery hazardowej, czyli kontaktów polityków PO z biznesmenami z branży hazardowej.

– To wierzchołek góry lodowej – oceniają nieoficjalnie prokuratorzy z Białegostoku prowadzący największe w kraju śledztwo dotyczące nielegalnego hazardu. Zespół prokuratorów próbuje ustalić wszystkich zamieszanych w tę sprawę.

– Dotychczas jest 24 podejrzanych – mówi "Rz" Janusz Kordulski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. I wylicza: – W tym ośmiu rzeczoznawców, którzy wystawiali nierzetelne opinie dotyczące automatów do gry, przedsiębiorcy z branży hazardowej, którzy z tych opinii korzystali, oraz urzędniczka Ministerstwa Finansów.

Pozostało 86% artykułu
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie zapewnia Polaków: Nie jesteśmy przeciwko wam
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Znamy Młodzieżowe Słowo Roku 2024. Co oznacza "sigma"?
Społeczeństwo
53-letnia kobieta została raniona w głowę. W okolicy policjanci ćwiczyli strzelanie
Społeczeństwo
Życzliwość polskich służb dla Walusia. Prezenty świąteczne i kiełbasa przemycana za kraty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Społeczeństwo
Jest śledztwo prokuratury w sprawie śmierci profesora warszawskiej uczelni